Sobota, przedostatni dzień MFF Tofifest, przyniósł miłą uroczystość wręczenia Złotego Anioła znakomitemu polskiemu reżyserowi Krzysztofowi Zanussiemu. Odbyły się też wyjątkowy masterclass — lekcja mistrzowska Ulricha Seidla, „Alfabet montażu” z utytułowaną Milenią Fiedler oraz najfajniejsze warsztaty filmowe dla dzieci — Filmogranie!
Dzień symbolicznie rozpoczęło wręczenie Złotego Anioła za Całokształt Twórczości dla Krzysztofa Zanussiego. Mistrz spotkał się także z widzami festiwalu. Zanussi — znany ambasador rosyjskiego kina w Polsce — był gościem specjalnego pasma Tofifest 2013 „Kobieta w kinie rosyjskim”, objętego patronatem marki Bella.
W Kinie Centrum młodzi filmowcy spotkali się podczas „Alfabetu montażu” z Milenią Fiedler, jedną z najbardziej utytułowanych montażystek w historii polskiego kina, mającą na koncie zmontowanie ponad 100 ważkich filmów. Także w Kinie Centrum odbył się masterclass gościa specjalnego Tofifest Ulricha Seidla. Mistrzowska lekcja kina osnuta była wokół problematyki poruszanej w trylogii „Raj”.
Kolejnym wielkim wydarzeniem dnia był spektakl „Danuta W.” w wykonaniu nagrodzonej Złotą Palmą wielkiej polskiej aktorki Krystyny Jandy. Gościem specjalnym pokazu była sama „Danuta W.” czyli Danuta Wałęsa, żona Lecha Wałęsy i autorka bestsellerowej biografii „Marzenia i tajemnice”, na której oparto monodram. Obie bohaterki wieczoru spotkały się też z widzami.
Nie wolno zapomnieć o ostatnich filmach konkursu głównego Tofifest — On Air. Izraelski „Rock the Casbah / Rock Ba-Casba” Yariwa Horowitza to mocna opowieść o grupie młodych żołnierzy izraelskich wyslanych z misją do Strefy Gazy. Ruszając do zadania, nie zdają sobie sprawy, że gdy wrócą, będą już innymi ludźmi. Drugi film konkursu głównego to gruziński „In bloom / Grzeli nateli dgeebi” Nany Ekvtimishvili i Simona Grossa. Dziejąca się u progu lat 90. piękna, nostalgiczna opowieść o dwóch nastolatkach, których niewinność przerywa zetknięcie z brutalnym światem męskiej dominacji. Ostatnie dwa filmy dnia to zwycięzca festiwalu w Gdyni — „Ida” Pawła Pawlikowskiego — oraz triumfator tegorocznego Berlinale — „Senada” Denisa Tanovicia.
Spójrzmy też na wczorajsze spotkania. 11. MFF Tofifest uświetnił wybitny, znany na całym świecie austriacki reżyser Ulrich Siedl. W spotkaniu otwartym z wielbicielami jego twórczości towarzyszyła mu jedna z jego ulubionych aktorek — charyzmatyczna Margarete Tiesel. Katarzyna (Kafka) Jaworska, dyrektor i organizator festiwalu, wręczyła reżyserowi nagrodę Złotego Anioła przyznanego w kategorii za niepokorność twórczą.
Większość pytań skierowanych do reżysera oscylowała wokół fenomenalnego oraz nadzwyczajnego charakteru trylogii „Raj: Wiara, Nadzieja, Miłość” — inspiracji, z których czerpał przy pracy nad tym dziełem; środków przekazu, którymi się posłużył; pobudek, którymi się kierował, biorąc pod lupę tematy zamiatane pod dywan, niewygodne, pozostające w sferze tabu zachodniego społeczeństwa. Droga do uzyskanego efektu nie była prosta. Sam casting do głównych ról trwał kilka lat. Osobiście, w trakcie wielu spotkań prywatnych, próbował poznawać poszczególnych aktorów. Zapytany o wybór Margarete Tiesel, uzasadnił, iż jej wybitność polegała na nieprawdopodobnej zdolności improwizacji, której stosowanie na planie determinował charakter kreowanego materiału filmowego.
Seidl mówił, że „lubi, gdy jego kino uwiera widza, wprowadza go w dyskomfort”. Trylogia najczęściej interpretowana jest jako opowieść o samotności współczesnego człowieka, niezależnie od jego wieku, płci, nacji czy wierzeń, poddaniu się słabościom, żądzom, które wielokrotnie porównywalne są ze zwierzęcymi instynktami. Reżyser nie chce ułatwiać odbioru swych dzieł, wyzbywa się przenośni, przez co filmy szokują, zapadają w pamięci. Mantrą Siedla jest autentyzm, realizm oraz przełamywanie tabu. Nie ma miejsca na niedomówienia. Reżyser podkreślił, iż w żadnym razie nie należy poruszanych problemów socjologicznych identyfikować jedynie ze społeczeństwem austriackim: „mój przekaz miał na celu ukazanie w krzywym zwierciadle społeczeństwa zachodniego w ogólności”. Jak sam mistrz stwierdził, w jego filmach najważniejszy jest aspekt pobudzania widza do dojrzalszego rozumienia rzeczywistości, co predestynuje produkcje reżysera do miana wybitnych dzieł współczesnego kina.
Wśród gości tegorocznego festiwalu znalazł się też polski reżyser kina niezależnego Bodo Kox, który tuż po projekcji swojego najnowszego filmu „Dziewczyna z szafy” rozmawiał z widzami na jego temat. Kox zaczął od wyjaśnienia pojęcia kina niezależnego. Rozumie on przez to, że projekt, który w tym momencie realizuje, należy w stu procentach do niego i nikt nie może mu sugerować, które sceny wyrzucić, które wątki dodać. Pełna niezależność jest wtedy, gdy tylko on podejmuje decyzje co do formy i treści filmu. Gość opowiadał również o swoich inspiracjach. „Muzyka sprawia, że widzę obrazy”. Okazuje się, że jedna z piosenek, której słuchał Kox w czasie pracy nad filmem, przywołuje w jego wyobraźni obraz latających zeppelinów. Stąd też motyw ten pojawia się w sposobie postrzegania świata przez Tomka (granego w filmie przez Wojciecha Mecwaldowskiego). Pytany, dlaczego zaangażował debiutantkę, Magdę Różańską, do głównej roli odpowiedział, że kiedy przyszła na casting wyglądała w swojej stylizacji, jakby rzeczywiście wyszła z szafy, aby się z nim spotkać. Reżyser twierdzi, że tak samo jak tytułowa dziewczyna z szafy, ma do ludzi olbrzymi dystans: „sam też często nie mam ochoty wychodzić z domu”. Jak wyznaje, kocha człowieka, lecz boi się zachowań grupy. Przez całe spotkanie Bodo Kox zachowywał się bardzo swobodnie. Nawiązał z publicznością niesamowity kontakt. Wszyscy docenili gromkimi brawami i falą śmiechu żarty gościa.
Fani kina mieli okazję spotkać się z Romanem Jaroszem oraz Izabelą Igel, założycielami firmy producenckiej Alter Ego Pictures, której pierwsza produkcja, „Płynące wieżowce” Tomasza Wasilewskiego, zdobyła m.in. nagrodę East of the West podczas tegorocznej edycji prestiżowego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach oraz Nagrodę Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Nowe Horyzonty.
„Płynące wieżowce” to opowieść o młodym, obiecującym pływaku Jakubie (Mateusz Banasiuk), którego życie wywraca się do góry nogami w chwili, w której na jednej z imprez poznaje Michała (Bartosz Gelner). Początkowa przyjaźń między mężczyznami z czasem przekształca się w coś więcej. Odkrycie swojej homoseksualności jest dla Kuby szokiem, dlatego też chłopak próbuje odpychać rodzące się w nim uczucie. W miarę upływu czasu staje się ono jednak coraz silniejsze i coraz mocniej zaczyna oddziaływać na jego, jak mu się dotąd wydawało, szczęśliwy związek z Sylwią (Marta Nieradkiewicz).
„Tym, co ujęło nas w scenariuszu, była prawda, szczerość w opowiadaniu historii” — mówił Roman Jarosz. „Nigdy nie planowaliśmy robić filmu, który byłby społeczny, który miałby zmieniać rzeczywistość. Ta dyskusja, która przetoczy się w kraju, będzie miała wpływ na społeczeństwo, ale nie jest to naszym głównym celem” — mówili goście. Oboje jednak zdają sobie sprawę z emocji, jakie może wywoływać ta produkcja. „Ludzie albo ten film kochają, albo nienawidzą, nienawidzą szczerze” — mówił Roman Jarosz. Producenci ujawnili, że w tej chwili pracują nad kilkoma projektami; jednym z nich jest najnowszy film w reżyserii Bodo Koxa. „Chodzi nam o to, żeby tworzyć filmy, które się wybijają, które są szczere, autorskie” — zakończył producent.