Islandzki reżyser Grímur Hákonarson stawił się osobiście, a szwedzkiego twórcę Magnusa von Horna reprezentował film i jego producent Mariusz Włodarski. Obaj zaproponowali widzom Tofifest dwa zupełnie inne, ale podskórnie bliskie sobie, skandynawskie spojrzenia na kino.
Zimny świat Magnusa von Horna
Czy każdy z nas w odpowiednich okolicznościach jest w stanie popełnić zbrodnię? Na tpo pytanie próbował odpowiadać podczas spotkania na Tofifest, Mariusz Włodarski, producent nagrodzonego w Gdyni trzema Złotymi Lwami Intruza. Inspiracją dla reżysera Magnusa von Horna był zapis przesłuchania chłopaka, który zabił swoją dziewczynę. Pochodził z normalnej rodziny bez cech patologii, biedy, zaburzeń psychicznych. Urodził się w miejscowości podobnej do rodzinnej miejscowości reżysera. To nim wstrząsnęło. Czy on sam mógłby czegoś takiego dokonać?
„Wszystko zależy od tego ile w danym okresie czasu zła się wokół ciebie zbiera. Każdy z nas ma jakiś limit wytrzymałości” - mówił Włodarski. Zdaniem gościa festiwalu, choć celem filmu nie jest usprawiedliwianie przestępstwa, to oceniając złego człowieka należy wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności. „Tabloidy przerysowują czyny, nie wspominając o kontekście, w którym zostały dokonane” – mówił. Do tego dochodzi odrzucenie społeczeństwa, które nie potrafi postawić się na miejscu zbrodniarza.
Włodarski zaprotestował przeciwko porównywaniu twórczości von Horna do stereotypowego kina skandynawskiego - „Niszczymy siebie łatkami, które są nam kompletnie niepotrzebne”. Von Horn pochodzi ze Szwecji, zamieszkał w Polsce, gdy zaczął studia na PWSFTviT w Łodzi. „Intruz to film zrealizowany po szwedzku i w Szwecji, a chłód czy minimalizm są nieodłączna częścią filmów artysty, łatek więc trudno uniknąć. Uważa się, że charakterystyczną cechą Szwedów jest powściągliwość emocjonalna. Włodarski z tym się akurat zgodził i przyznał, że jedyny Polak w obsadzie - Wiesław Komasa musiał odrobinę zredukować swoją grę aktorską.
Intruz swoją premierę miał 21 maja w Cannes. Film opowiada historię Johna, który po powrocie z poprawczaka nie do końca odnajduje się w swoim dawnym środowisku. Zdaje się, że dokonana przez niego zbrodnia już nigdy nie pozwoli mu wrócić do normalności.
Pies listonosz i owczy casting, czyli kino depresyjne
Grímur Hákonarson (na zdjęciu) zjawił się na tegorocznej edycji festiwalu Tofifest z filmem, który już wcześniej został doceniony przez krytyków. Barany. Islandzka opowieść została wyróżniona wiosną w Cannes. Jesienią film podjął próbę podbicia serc toruńskiej publiczności. Sądząc po żywych reakcjach, jakie wywołał - chyba mu się to udało - także wśród jurorów, film zdobył Grand Prix Tofifest'2015.
Na projekcji Kino Centrum przeżywało prawdziwe oblężenie. Tym szczęśliwcom, którym udało się dostać na film, Grímur osobiście życzył udanego seansu. „'Barany. Islandzka opowieść' to film autentyczny, który powstał na podstawie znanych mi z książek, bądź historii z życia codziennego, które ze sobą połączyłem. Jedynym wątkiem, który wymyśliłem, był pies roznoszący wiadomości i listy. Cała reszta opiera się na faktach” – mówił reżyser. Autentyczność filmu była dla jego twórców sprawą najwyższej rangi. Dlatego do obsady wprowadzono prawdziwych farmerów i mieszkańców, powierzając im role epizodyczne. Dzięki temu jeszcze bardziej rzuca nam się w oczy izolacja islandzkiej społeczności.
„Ten film jest dość depresyjny. Mówi o dwóch skłóconych braciach hodujących owce, mieszkających na zupełnym odludziu, nie rozmawiających ze sobą od 40 lat. Nie było łatwo pozyskać środki finansowe do jego produkcji, prezentując tak ponure streszczenie” – powiedział Hákonarson.
W filmie, obok dwóch braci, główną rolę grają owce. Widzowie pytali czy łatwo się współpracuje z taką zwierzęcą ekipą? Reżyser zaskoczył wszystkich mówiąc: „Choć wiem, że brzmi to pewnie jak kłamstwo, ale z owcami poszło gładko. To były starannie dobrane owce, ze specjalnego owczego castingu, jaki przeprowadziliśmy. Spotkaliśmy takie, które się nas bały, ale i takie, które były zupełnie wyluzowane i w efekcie końcowym to właśnie one otrzymały angaż do produkcji. Wbrew pozorom ze zwierzętami pracuje się łatwiej niż z dziećmi!” – skwitował.
Barany. Islandzka opowieść wejdzie na ekrany kin z początkiem roku 2016.
Artur Klimek i Michalina Reda. Biuro prasowe Tofifest