Od rana zgłaszają się w toruńskim centrum festiwalowym dziennikarze pragnący zrealizować wywiad z Shirin Neshat, nazywaną „Carrerasem sztuki współczesnej”. Ta Iranka pracująca w Nowym Jorku jest jedną z najjaśniejszych gwiazd współczesnej sztuki, a w Toruniu promuje swój nowy film, debiut który przyniósł jej Srebrne Lwy Weneckie: „Kobiety bez mężczyzn”.
Piękna, uznawana w całym świecie, autorka prac, o które walczą największe galerie od USA po Europę. Mieszkająca na stałe w Nowym Jorku Neshat jest jedną z pierwszych artystek, która tak silnie wprowadza w światowy dyskurs o sztuce kwestię sytuacji kobiet w krajach islamskich. Robi to przy tym w mistrzowski sposób, unikając agresji, zadaje w swoich pracach precyzyjne jak ostrze chirurga pytania. W tym główne – o istotę religii muzułmańskiej i o to, dlaczego kobieta w islamie musi być gorsza od mężczyzny? O tym traktuje też jej debiut filmowy, nagrodzony Srebrnym Lwem na prestiżowym festiwalu w Wenecji „Women Without Men” [„Kobiety bez mężczyzn / Zanan-e Bedun-e Mardan”], który będzie miał swoją polską premierę na tegorocznym głównym konkursie ON AIR, festiwalu filmowego Tofifest. Pod pozorem kina historycznego, w mistyczno-poetycki sposób film opowiada o jak najbardziej współczesnych problemach irańskich kobiet. To wyjątkowy przykład kina o sztuce i kina które jest sztuką.
Twórczość Neshat zaliczyć można do wciąż nielicznych prób zgłębienia istoty religii muzułmańskiej i przetłumaczenia jej na uniwersalny język sztuki. Tworzyć zaczęła późno – mając 30 lat, pod wpływem wstrząsu jakim była pierwsza po dwóch dekadach ponowna wizyta w swoim kraju rodzinnym. Obecnie jest uważana za jedną z najważniejszych artystek współczesnych. Jej bardzo intymne, autobiograficzne prace wideo wystawiane były w ramach najbardziej prestiżowych międzynarodowych wystaw, takich jak: Biennale Weneckie, Carnegie International, Whitney Biennale, Sydney Biennale, Lyon Biennale i Biennale w Kwangu.
Ważnym wydarzeniem filmowym też projekcja polskiej premiery rumuńskiego filmu „Francesca” w reżyserii Bobby Paunescu. Ta opowieść koncentruje się wokół bolesnej dla Rumunów kwestii pracy zarobkowej poza granicami kraju w bogatej, Zachodniej Europie. Film startuje w międzynarodowym konkursie debiutów ON AIR.
Wtorek na Tofifest to też inne znakomite filmy i goście. Z widzami w Toruniu spotykają się: mistrz kina artystycznego PIOTR DUMAŁA, jeden z najsłynniejszych polskich twórców filmowych WOJCIECH MARCZEWSKI, gruziński aktor i reżyser Tornike Bziava oraz reżyserzy konkursowych filmow: Węgier reprezentujący czeskie kino – Gyorgi Kristoff, Brytyjczyk Rowland Jobson i niemiecki filmowiec Sergi Portabelle. Na festiwalu obecni są też jurorzy Olga Bołądź, Paweł Łoziński, Małgorzata Buczkowska, Rik Vermeulen i inni.
Jutro, w środę wielki koncert plenerowy, niepokornej muzyki z nowych polskich filmów
„Kino gruzińskie to dziwne zjawisko, wyjątkowe, filozoficznie lekkie, wysmakowane, a jednocześnie dziecinnie czyste i niewinne. Jest w nim wszystko, co może doprowadzić mnie do płaczu, a muszę powiedzieć, że niełatwo to zrobić”
Tymi słowami Federico Felliniego włoskiego mistrza kina, prowadzący powitał gości oraz widzów w sali Teatru Baj Pomorski. Mało znana polskiej publiczności gruzińska twórczość filmowa po raz pierwszy w Polsce zagościła w właśnie na festiwalu Tofifest. Przy tej okazji zaproszono specjalnych gości: Teimuraza Purtseladze, przedstawiciela ambasady gruzińskiej, Salome Sepashvili z Narodowego Centrum Filmu Gruzińskiego, Zviada Elziani i Giorgi Gogiberidze, kuratorów pasma filmowego oraz reżysera Tornike Bziava.
Salome Sepashvili witała Toruń mówiąc: „To zaszczyt tu być. W ramach festiwalu będą pokazane filmy nakręcone w ostatnim czasie. Filmy te odwiedzały liczne festiwale na całym Świecie. Film otwierający jest jednym z najbardziej uznanych”. Mowa o filmie w reżyserii Levana Koguashvili „Street days”, na który zapraszał też sam reżyser: „Przyjemnością jest tu być z kilku powodów. Po pierwsze polska twórczość filmowa jest mi bardzo bliska. Wychowałem się na wczesnej twórczości Kieślowskiego, Polańskiego, Wajdy. Tym bardziej cieszę się, że jestem w Polsce. Toruń to piękne miasto. Zapraszam na film, a po filmie na spotkanie i rozmowę”.
„Street days” to w prostu sposób opowiedziana historia o ludziach, którzy przegrali w walce z rzeczywistością. Głównym bohaterem jest uzależniony od narkotyków Checkie. Przez nałóg stracił wszystko: żonę, szacunek i zaufanie syna, pracę… Codzienność jego oraz kilku innych mężczyzn wypełniają dni spędzane na ulicy w poszukiwaniu kolejne „działki” narkotyków. Walka jaka rozgrywa się w głównym bohaterze, który jeszcze próbuje być dobrym człowiekiem, kończy się tragicznie. Ścigany przez gliny, patrzący jak jego żona i syn popadają w coraz większe ubóstwo, zabija się.
Film spotkał się z zainteresowaniem, ale i zdziwieniem publiczności. Przede wszystkim zdumienie budziło to, że główny bohater oraz inni przedstawieni narkomani byli mężczyznami w przedziale wiekowym 35-50, którzy jawnie stojąc pod publiczną szkołą starali się zdobyć narkotyki. Zapytany o to skąd wziął się pomysł na taką fabułę reżyser wytłumaczył: „Ludzie wychowani w epoce radzieckiej po upadku komunizmu nie mogli się odnaleźć, dostosować, a swoją energię życiową zaczęli poświęcać na narkotyki lub alkohol. Czuję się częścią tej generacji. Główna postać jest sumą cech wielu ludzi, którzy żyli w rzeczywistości. Inspiracją do tego filmu było samo życie i historia pewnego narkomana, który popełnił samobójstwo”.
Widzowie chcieli się dowiedzieć, czy film jest cały czas aktualny i czy obrazuje obecną sytuację w Gruzji. „Skala problemu nieco się zmniejszyła. Narkomania wychodzi z mody. Jeśli chcesz kupić narkotyki to ci się uda, choć moim zdaniem, film jest raczej opowieścią o tym jak te narkotyki trudno zdobyć” – wyjaśniał reżyser – „Film pokazuje moje negatywne nastawienie do narkotyków, których zażywanie postrzegam jako tragedię”.
Obejrzenie filmu i spotkanie z Levanem Koguashvili pokazało jak bardzo mało wiemy o Gruzji jako kraju, tamtejszej rzeczywistości i jej problemach. Tym bardziej zapraszamy na kolejne seanse filmów gruzińskich.
To nie było kino niepokorne i niecierpliwe. Nie było w nim rebelii, emocjonalnych rozruchów i oporów. Buntował się tylko czas – zwłaszcza on! Relacja z podróży „Na północ od Kalabrii” w Kinie Centrum.
Małe miasteczko. Niespełna dwa tysiące mieszkańców. Koło gospodyń wiejskich, ksiądz proboszcz, burmistrz, rozmowy na rynku. „Pomyślałem sobie, że fajnie by było zrobić film o miejscu w którym chciałbym zamieszkać. Nie ma takiego miejsca, dlatego musiałem je stworzyć” – mówił po projekcji filmu reżyser, Marcin Sauter. Chełmsko Śląskie, bo o nim mowa, istnieje naprawdę. Jest jednak sfilmowane w taki sposób, że życie w nim wydaje się być radosne i beztroskie, nawet trochę oderwane od rzeczywistości. „To jest dokument bajkowy!” – zachwycał się gość na widowni.
„Gra tam tylko kilkoro aktorów profesjonalnych – reszta to mieszkańcy Chełmska. Jest więc to film na pograniczu fabuły i dokumentu. I właśnie to rozmycie formy jest powodem niezadowolenia krytyków filmowych, którzy, jak wiadomo, nie zawsze gotowi są na eksperyment” – wyjaśniał Sauter.
Film był wyświetlany w ramach tofifestiwalowego pasma „Lokalizacje” promującego lokalnych twórców. Dlatego nie zabrakło też pytań o „Bydgoską kronikę filmową” – rodzaj szkoły filmowej w której Maciej Cuske wraz z Marcinem Sauterem uczą trudnej sztuki dokumentu: „To jest projekt, w którym młodzi ludzie realizują krótkie filmy o regionie, a które później złożymy w «bydgoską kronikę filmową». Wystarczy mieć pasję i dużo czasu” – zachęcał Sauter.
Plan na wtorek
Kogo / co dziś (we wtorek) spotkasz na festiwalu?
Najciekawsze filmy wtorku
Plan na środę
Kogo / co jutro (w środę) spotkasz na festiwalu?
Najciekawsze filmy środy