Festiwal Tofifest zbliża się ku końcowi. Czwartek będzie dniem pełnym ważnych branżowych spotkań filmowców. Odbędzie się specjalna konferencja na temat zakładania Kujawsko-Pomorskiego Regionalnego Funduszu Filmowego. Okrągły stół Cultural Exchange o kinie środkowoeuropejskim oraz debata filmowców z Torunia i Bydgoszczy na temat budowy lokalnego środowiska filmowego. Środę zamknął niezwykle mocny akcent – plenerowy koncert piosenki z nowych polskich filmów „Idź pod prąd”, na którym Mateusz Kościukiewicz z „Wszystko co kocham” zaśpiewał na żywo z… Dezerterem!
Środa była bardzo muzycznym dniem na festiwalu w Toruniu. Klamrą zamykającą dzień był plenerowy koncert w sercu gotyckiego Starego Miasta. Cztery zespoły: klubowy Mosquito, alternatywny Dick4Dick, hiphopowy O.S.T.R. i punkowy Dezeter zagrali utwory znane z nowych polskich filmów, m.in. „Domu złego”, „Galerianek”, „Mojej krwi” i „Wszystkiego co kocham”. Właśnie gwiazda tego ostatniego błyszczała szczególnie mocno. Brawurowy odtwórca roli Janka w filmie Jacka Borcucha wystąpił na żywo z Dezerterem. Wspólnie z zespołem wykonał m.in. legendarne „Spytaj milicjanta”, znane też z „Domu złego” Wojciecha Smarzowskiego (który będzie dziś gościem Tofifest). Przed sceną ulokowaną na Rynku Staromiejskim zebrały się ponad cztery tysiące fanów różnych gatunków muzyki. Jak mówił ze sceny lider Dezetera: „To pierwszy taki koncert w Polsce. To, że na nim gramy, nie oznacza, że zmieniamy charakter naszej muzyki. To znaczy, że muzyka filmowa rozszerza się i otwiera na nowe przestrzenie w muzyce”.
Muzycznie było też na spotkaniu z Olgą Frycz i wspomnianym Mateuszem Kościukiewiczem po filmie „Wszystko co kocham” Obraz przyciągnął tłumy widzów, którzy dyskutowali z aktorami ponad godzinę. Podobnie długo trwało spotkanie po filmie konkursowym ON AIR „First Of All, Felicia” – reprezentującym Rumunię fabularnym debiutem Razvana Radulescu i Melissy de Raaf. Głównym tematem projektu jest samotność I poczucie alienacji w świecie współczesnym. Dużo mowy jest także o stosunkach rodzinnych panujących w domu bądź wynoszonych przez nas z ogniska domowego od najmłodszych lat. Film „First Of All, Felicia” jest naznaczony moim prywatnym doświadczeniem – podkreślała Melissa.
Zainteresowanie widzów wzbudziła też projekcja pierwszego polskiego filmu interaktywnego „Sufferrosa”. Dawid Marcinkowski, reżyser, scenarzysta i autor strony wizualnej filmu odpowiadał długo na liczne pytania dotyczące tego pionierskiego w skali europejskiej projektu do udziału w którym udało mu się zaprosić takie osoby, jak Beata Tyszkiewicz, Jacek Fedorowicz czy Ewa Szykulska. Imponująco przedstawia się też zestaw zespołów jakie zagrały w tym kryminale nazywanym przez Marcinkowskiego „neo-noir”. Co ważne, doceniając nowatorskość „Sufferrosy”, wszyscy wystąpili tam bezpłatnie.
Czwartek – oprócz projekcji konkursowych to wiele dobrych filmów. Ozdobą dnia jest monumentalne „Altiplano” Petera Brosensa i Jessiki Hope Woodworth (Niemcy, Holandia, Belgia 2009) oraz „Golem” mistrza ekspresjonizmu niemieckiego Paula Wegenera z 1920 roku. Ten drugi film przywraca regionowi kujawsko-pomorskiemu postać Wegenera, który urodził się w Jarantowicach pod Wąbrzeźnem. Fanów campu przyciągnie „Rocky Horror Picture Show” Jima Sharmana (USA, UK 1975). Będzie też po polsku – „Matka królów” Janusza Zaorskiego (Polska 1982) to część pasma LINDA SPECIAL poświęconemu laureatowi nagrody specjalnej TOFIFEST 2010. Będą też słynne „Galerianki”a a po nich spotkanie z reżyserką Katarzyną Rosłaniec.
Najważniejsze dla branży filmowej będą jednak dzisiaj konferencje. MFF TOFIFEST i Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych zapraszają na konferencję prasową i dyskusję „Czas na Kujawsko-Pomorski Regionalny Fundusz Filmowy”. W odbywającym się w Kinie Centrum CSW spotkaniu wezmą udział ważne osoby z branży filmowej: Maciej Strzembosz, współwłaściciel „Studia A”, prezes Zarządu Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, Joanna Sienkiewicz-Rogowska, Kierownik Działu Upowszechniania Kultury Filmowej i Promocji PISF; Włodzimierz Niderhaus, producent, dyrektor Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych; Joanna Kos-Krauze, reżyserka, scenarzystka, szefowa koła scenarzystów polskich, wraz z mężem Krzysztofem Krauze autorka m.in. „Placu Zbawiciela”. Będą też przedstawiciele Krakowskiego i Śląskiego RFF.
Wszyscy przyjeżdżają do Torunia, by opowiedzieć o zyskach, jakie niesie ze sobą organizacja w województwie RFF. Przypomnijmy, że dyrektor Tofifest, Kafka Jaworska, w 2007 roku zainicjowała rozmowy na temat założenia RFF. Obecnie pozyskała wstępne deklaracje zainteresowania założeniem RFF na zasadach trójporozumienia władz Bydgoszczy, marszałka województwa i prezydenta Torunia. Aby dać szanse dla rozwoju produkcji filmowej w regionie niezbędne jest sfinalizowanie procesu zakładania RFF.
Na okrągłym stole CULTURAL EXCHANGE firmowanym przez Fundusz Wyszehradzki spotkają się organizatorzy wydarzeń filmowych z Polski, Czech i Słowacji. Program sekcji CULTURAL EXCHANGE skupia się na powszechnym doświadczeniu odzyskania wolności przez cztery kraje: Polskę, Czechy, Słowację i Węgry, eksplorując ich historyczne zbieżności. Program prezentuje wybrane filmy, które kładą nacisk na najważniejsze historyczne ruchy w tych krajach. Dyskusja jest otwarta dla widzów.
Ostatnią dyskusją dnia będzie debata pasma LOKALIZACJE – najstarszego w kraju festiwalowego pasma zajmującego się promocją filmowców z konkretnego regionu. Zaproszeni filmowcy z Torunia i Bydgoszczy będą dyskutowali o tym czego najbardziej brakuje w regionie by produkcja filmowa mogła się rozwijać.
W środę, w Naszym Kinie widzowie, którzy przyszli na „Rewers”, film w reżyserii Borysa Lankosza mieli okazję spotkać się z ikoną polskiego kina, aktorką Anną Polony.
Jeszcze przed projekcją filmu, na scenę wkroczyła drobna, energiczna postać. Od razu skupiła na sobie całą uwagę widzów. Była to oczywiście Anna Polony, która zapowiedziała film takimi słowami: „Mam zaszczyt zapowiedzieć film «Rewers», w którym gram jedną z ról drugoplanowych, ale dosyć ważną. Jest to jeden z niewielu filmów, w których zagrałam. Wzięłam w nim udział ze względu na scenariusz. Przeszłość trudna jest tam ukazana w sposób karykaturalny, choć niektórzy zarzucają, że ten temat został potraktowany zbyt lekko. Żyłam w tamtych czasach i wydaje mi się, że w tej chwili stać nas już na dystans w stosunku do tej historii. Życzę państwu dobrych i silnych wrażeń”.
O filmie „Rewers” nie trzeba zbyt dużo pisać. Jest to w niesamowity sposób zrealizowany obraz, którego akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach – lat pięćdziesiątych i czasów współczesnych. Opowiada niezwykłą historię, która zawiera dużą dozę czarnego humoru. Sama Anna Polony twierdzi, że: „Dla mnie jest to film sensacyjny, czarna komedia”.
Aktorka zapytana o to, dlaczego zgodziła się zagrać akurat w tym filmie, wytłumaczyła: „Popatrzyłam na Borysa, który uśmiechnął się, a uśmiech ma bardzo ładny i pomyślałam «fajny chłopak i jaki elegancki». Nie dzwonił, tylko przywiózł mi scenariusz osobiście do teatru w Krakowie. Przeczytałam scenariusz w godzinę i zadzwoniłam na drugi dzień godząc się na spotkanie. Gdy się już spotkaliśmy to świetnie nam się rozmawiało, nie tylko o filmie”.
Wszystkich również bardzo interesowało dlaczego Pani Anna nie lubi grać w filmach, co zadeklarowała na samym początku spotkania. „Kino mnie deformuje, postarza. A teatr odmładza. W teatrze można sobie pozwolić na ekspresję, a przed kamerą muszę się ograniczać”.
Widząc niezwykłą żywiołowość i energiczność Anny Polony nie mogło zabraknąć pytania nawiązującego do hasła przewodniego festiwalu Tofifest: „Bo każdy ma w sobie bunt”. Zapytana o własny bunt, aktorka w zaskakująca emocjonalny sposób odpowiedziała: „W tej chwili mam w sobie bunt artystyczny. Nie podoba mi się współczesny teatr. Uważam, że to co się teraz dzieje jest straszne! Wszystko jest uwspółcześnione, co uważam za głupie i niepotrzebne. Czy współczesny widz jest tak ograniczony, że nie zrozumie problemów ze sztuki Szekspira?! Wkurza mnie to strasznie!”
Na koniec ktoś z widowni zapytał o wymarzoną rolę, jaką chciałaby zagrać Pani Polony. „Chciałabym zagrać kobietę jaką sama jestem. Kobietę, która po wielu przeżyciach, pomimo różnych doświadczeń ma jeszcze siłę walczyć” – zdradziła widzom aktorka.
Czas spotkania zbliżał się ku końcowi, choć pytania płynące z widowni zdawały się nie mieć końca. Wszystkich zaskoczyła energia i stanowczość z jaką Anna Polony wypowiadała i broniła swoich poglądów. Nie ma wątpliwości co do tego, że spotkaliśmy artystkę buntowniczą i niepokorną. Ponieważ bunt, szczególnie ten twórczy powinien nam towarzyszyć w każdym wieku.
„Powrót do domu po długim czasie pozwala docenić komitywę familijną i uświadomić sobie, jak bardzo jest się związanym z rodziną”
„First Of All, Felicia” to fabularny debiut Razvana Radulescu i Melissy de Raaf. Głównym tematem projektu jest samotność I poczucie alienacji w świecie współczesnym. Dużo mowy jest także o stosunkach rodzinnych panujących w domu, bądź wynoszonych przez nas z ogniska domowego od najmłodszych lat. „Film «First Of All, Felicia» jest naznaczony moim prywatnym doświadczeniem” – podkreśla Melissa – „Co ważne: mimo, iż główną bohaterką jest Felicia i to ją osobiście dotykają problemy, tak każdy z nas, widzów, jest w stanie skonfrontować problematykę ze samym sobą i swoim codziennym życiem. Takie było nasze główne założenie!”
Na sukces tego filmu niewątpliwie wpłynął cel, jaki wyznaczyli sobie reżyserzy. Otóż postawili na obserwację. „Stwierdziliśmy, iż wspólnym mianownikiem tego, co staramy się pokazać w naszych projektach jest obserwacja rzeczywistości” – podsumowuje Razvan. To, co ukazane jest w Felicii ma za zadanie sprawiać wrażenie czegoś co obserwujemy z większego dystansu. Głównym założeniem jest ukazanie czasu i jego roli jako katalizatora emocji. To bardzo ważny i ciekawy zabieg jako środek wyrazu, który w sposób szczególny ma trafić do odbiorcy. Dzięki ukazaniu perspektywy mijającego czasu łatwiej jest nam odczytywać procesy zmian nastroju u bohaterów filmu.
Film opowiada o rumuńskiej rodzinie, lecz jest to opowiadanie uniwersalne. Taki temat jest idealnym punktem wyjścia do dyskusji na temat ich relacji, które dzieją się w czterech ścianach. Szczególnym walorem jest język filmu. Widz, oglądając ten film, musi wysilić się, ponieważ wiele treści dostrzeże, dopiero wtedy, gdy zacznie czytać między wierszami, kwestiami aktorów. Początek filmu przepełniony jest rozmowami o szarej rzeczywistości, rzeczach przyziemnych, mało istotnych. Ma się wrażenie, iż rozmawiają tylko dlatego, by mówić cokolwiek. By nie zapadała chwila milczenia w domu. W pewnym momencie spada zasłona! Postaci zaczynają być co raz bardziej szczere względem siebie. Zaczynają z nich wychodzić dawno ukrywane reakcje, opinie, osądy na temat pozostałych członków rodziny, ich zachowania i osobowości.
Ważnym elementem rozmowy było wymienianie przez obojga reżyserów cech charakteru zbliżających do siebie Holendrów i Rumunów. Położono nacisk na swobodę w podejściu do reguł, przepisów. Charakterystyczna dla tych narodowości jest także swoista lekkość. Rozmowy dotyczące seksu, mniejszości seksualnych czy koloru skóry nie są uznawane za tematy tabu, nie mają na celu wywoływać u drugiego człowieka poczucia winy.
Na pytanie, czy bohaterowie przez swoje życiowe doświadczenia, zahaczające również o aspekt rodzinny, zmienili się na tyle, by móc prowadzić lepsze życie względem siebie i otoczenia, Melissa de Raaf odpowiada krótko – „Ludzie nie uczą się tak szybko; nie daję im szansy na tak błyskawiczną przemianę. Może jednak warto się nam zastanowić nad sobą i wciąż zmieniać się na lepsze, by pod koniec naszej wędrówki nie było nam żal, iż w życiu przegapiliśmy zbyt wiele, a tak mnóstwo drzwi zostało przed nami zamkniętych…?”
„Fajnie odejść od kina cierpiętniczego, zanurzonego w smutku, rozpaczy, beznadziei.”
Film Macieja Prykowskiego „Zgorszenie publicznie” reprezentował producent Wojciech Karubin, który współpracował przy tworzeniu tego projektu. „Zgorszenie…” to udany debiut fabularny Prykowskiego. To dzięki błyskotliwemu scenariuszowi stworzonego przez Adriana Katroshiego, zdobywcy prestiżowej nagrody w 2005 roku, film uzyskał miano jednego z ciekawszych obrazów polskich ostatnich lat.
„Zgorszenie publiczne” to dowcipny i ciekawy obraz Śląska. To żywiołowa komedia oparta na perypetiach dwóch par – młodej i starszej. Punktem wyjścia dla tego filmu uczyniliśmy „Rezerwat” przedstawiający mały światek praski w Warszawie – podkreśla Wojciech Karubin. Naszą intencją było odnajdywanie tego, co regionalne. Pokazywanie tego, co dotyczy nas wszystkich i w pewien sposób zbliża. Widz ma się dobrze bawić przez półtorej godziny trwania filmu, a po seansie chciałbym, by był szczęśliwym choć przez 10 minut i wciąż żył fabułą dopiero co ujrzanego filmu.
Szerokim wątkiem w rozmowie z Karubinem była Warszawska Szkoła Filmowa, a także ocena dzisiejszej kinematografii w Polsce. Podkreślono znaczenie i korzyści płynące z PISF-u, który zrewolucjonizował branżę filmową w Polsce. Jednym z głównym środków dla artystów są fundusze filmowe. Młodzi ludzie z pomocą różnorakich organizacji i doświadczonych ludzi kina chcą robić naprawdę dobre, europejskie, światowe kino! Doceniono również kondycję polskich twórców ostatnich lat, zauważono jak wiele dobrego pojawiło się na rynku, jak masa debiutów uzyskała upragnione recenzje.
Zwrócono uwagę na współczesnego widza – „W dobie polskich komedyjek romantycznych takie filmy jak „Zgorszenie publiczne” są bardzo potrzebne! Tkwi w nas potrzeba urozmaicenia. Ciekawym komentarzem do fabuły i obrazu filmu jest nazwanie go ‘czeskim filmem’”. Wojciech Karubin stwierdził, iż sami Czesi dziwią się, dlaczego tak lubimy ich filmy. Młodzi twórcy bardzo lubią poruszać w swoich filmach problematykę smutku, bólu, cierpienia. Czemu my, Polacy, nie robimy czeskich filmów? To dobre pytanie dla wielu twórców, którzy niechętnie sięgają po tematykę sielankowości, radości. To także dobre pytanie do nas, widzów – jakiego typu kina my poszukujemy.
Plan na czwartek
Kogo / co dziś (we czwartek) spotkasz na festiwalu?
Najciekawsze filmy czwartku
Plan na piątek
Kogo / co spotkasz w piątek na festiwalu?
Najciekawsze filmy piątku