Takiej niespodzianki nie mogło się udać utrzymać w tajemnicy. A jednak, dokonał tego TOFIFEST, który nie istnieje bez twórców niepokornych. Wojtek Waglewski nie krył zaskoczenia, kiedy pojawił się na scenie, by odebrać nagrodę za niepokorność twórczą. Mało kogo stać na odważne balansowanie między sceną a planem filmowym. Waglewskiemu to się udaje — jego muzyka zachwyca tak fanów brzmień alternatywnych, jak i filmowców, którzy angażują go do swoich projektów.
Muzyka towarzyszyła kompozytorowi już od czasów studenckich, kiedy to różne eksperymenty artystyczne doprowadziły go ostatecznie do powstania Voo Voo. Słynna rockowo-folkowa kapela zadebiutowała na jarocińskiej scenie w 1985 roku. Wpisała się wówczas świetnie w idee festiwalu, gromadzącego antysystemowych muzyków, spragnionych wolności oraz rozwścieczonych marazmem szarej, nudnej i przytłaczającej rzeczywistości PRL-u. Jak wspomina ten moment sam Waglewski: „Zbigniew Hołdys powiedział mi, że muszę jechać do Jarocina i przyp***dolić”. Przez ponad trzydzieści lat działalności muzycy Voo Voo tworzą dwadzieścia pięć albumów, wśród których znajdziemy płyty, które pokryły się złotem, takie jak Voo Voo i Haydamaky (2009) czy Dobry wieczór (2014). Muzyka zespołu do dziś pozostaje trudna do jakiegokolwiek zaszufladkowania. Grupa stale porusza się po różnych gatunkach, dzięki czemu poszerza grono swoich fanów.
Waglewski spokojnie mógłby wstąpić w poczet celebrytów i realizować się jako showman, ale to nie dla niego. Ma uczulenie na ścianki, nie cierpi prasy brukowej. Realizuje się jedynie na scenie, która jest dla niego okazją do metafizycznych spotkań z ludźmi, a nie miejscem tandetnego, popowego widowiska. Nie znosi etykiet. Za każdym razem dostaje piany na ustach, kiedy nazywa się go „polskim Stingiem”.
Także kino pozostaje nieobce laureatowi Fryderyka. Oprócz epizodów aktorskich (m.in. w dramacie Marka Piwowskiego „Uprowadzenie Agaty”), ważną częścią jego twórczości jest muzyka filmowa — zauważona i doceniana nie tylko przez filmowców, ale też przez widzów i krytyków. Świadczą o tym choćby kompozycje do Leszka Wosiewicza „Kroniki domowe”, za które Polska Akademia Filmowa wyróżniła muzyka w 1999 roku nominacją do Orła.
Waglewski to typ nieprzewidywalny i bywa, że nie przebiera w słowach. Jest w stanie bez ogródek określić telewizję jako „propagandowo-telenowelowe dno”, polityków zaś oskarża o „walenie poniżej krocza”. Protestuje głośno, kiedy media lekceważą jego przyjaciół-artystów, którzy jego zdaniem sprzedali „więcej płyt niż wszystkie gwiazdy w telewizji publicznej razem wzięte”.
Niepokornością ojca nasiąkli jego synowie — Fisz, czyli Bartosz, i Emade, czyli Piotr, którzy od 2002 roku prężnie działają na scenie jako hip-hopowy duet Fisz Emade Tworzywo. To formacja, której twórczość podobnie jak ojca wyłamuje się z ram banalnego, tandetnego i schematycznego mainstreamu.
Rafał Bujałkowski