W pierwszy festiwalowy wieczór na spotkaniu autorskim z gościem specjalnym zebrały się tłumy. Arkadiusz Jakubik - laureat Złotego Anioła za Niepokorność Twórczą - chętnie odpowiadał na pytania ze strony dziennikarzy i publiczności. Nie tylko te dotyczące „Kleru” Wojtka Smarzowskiego. Po oficjalnym zakończeniu konferencji, poświęcił też czas dla dociekliwych widzów na chwilę rozmowy, wspólne zdjęcie bądź autograf.
Zanim spotkanie uderzyło w poważniejsze tony, aktor uraczył towarzystwo garścią anegdot z trudnych początków swojej kariery. Wspominał środek ostatniej dekady XX wieku, gdy za nic nie mógł znaleźć dla siebie pracy ani w filmie, ani w teatrze. Przez długi czas pozostawał na utrzymaniu żony.
Każdy potencjalny pracodawca, który widział w jego CV informację o ukończeniu PWST we Wrocławiu, jednoznacznie kojarzył życie teatralne tego miasta tylko z jedną dziedziną lalkarstwem. - Jakubik za każdym razem musiał tłumaczyć, że nie jest lalkarzem, a na PWST znajduje się również Wydział Aktorski. Dziś nie trzeba o tym przypominać, bo od tego czasu szkoła wykształciła obecną śmietankę polskiego kina, m.in. Roberta Więckiewicza czy Eryka Lubosa.
Jak zaczęła się współpraca ze Smarzowskim? Możnaby powiedzieć, że w dość zawadiacki sposób. Pierwsze spotkanie miało miejsce na planie „Małżowiny”, gdzie Jakubik statystował jako „menel z Pragi”. I na początku reżyser pomylił go z prawdziwym bezdomnym. Potem, gdy już się zaprzyjaźnili, a Jakubik stracił wszelką nadzieję na poważne angaże aktorskie, dostał szansę sprawdzenia się jako asystent reżysera przy kolejnym projekcie Smarzowskiego - spektaklu telewizyjnym „Kuracja”.
Tym pokrętnym sposobem rozpoczęła się błyskawiczna droga od „debila z Polsatu” - jak wspomina siebie Jakubik z czasów „13 posterunku” - przez charakterystyczne „drugoplanówki”, aż po bardziej zniuansowane role dramatyczne. Aktor wspomniał o rodzinnej anegdocie, która związana jest z wyreżyserowanym przez niego filmem “Prosta historia o miłości”. Na kopii DVD filmu, która jest w domu Jakubików, znajduje się naklejka z cytatem z recenzji Barbary Hollender: „Piękny film wrażliwego człowieka”. Stało się to obiektem żartów ze strony domowników. - Synowie jeszcze długo zwracali się do taty per „wrażliwy człowieku”.
Jakubik opisywał atmosferę w swojej rodzinie jako zawsze pełną ciepła i dystansu. Nie zmieniło się to nawet w obliczu skandali związanych z jego osobą. Po wywiadzie, w którym krytykował Jana Pawła II za bagatelizowanie problemu pedofilii w Kościele, jeden z jego synów entuzjastycznie powitał go w domu informacją: „Mamy nowe nazwisko!”. Okazało się, że pewna prawicowa prasa wpisała aktora na „listę niebezpiecznych Żydów” i „zidentyfikowała” go jako Aarona Goldsteina.
Aktor-reżyser opowiadał też o innych sytuacjach związanych z ową „papieską kontrowersją”, jak choćby o problemie z zakupieniem kwatery dla prochów własnego ojca na parafialnym cmentarzu. Te rodzinne anegdoty zbliżały wszystkich do tematu numer jeden, czyli do “Kleru”.
Scenariusz Smarzowskiego wstrząsnął aktorem. Przede wszystkim dlatego, że przypomniał mu historię jego bliskiego przyjaciela-muzyka. Mężczyzna, jak mówił Jakubik, zupełnie zniszczył sobie życie, a minimum egzystencjalne zapewnia mu renta inwalidzka. Dopiero kilka lat temu odważył się zdradzić, że był molestowany przez księdza z lokalnej parafii w Strzelcach Opolskich. Gdy opowiedział tę historię w mediach, zgłosiła się do niego kuria i z jego wsparciem sprawca został zidentyfikowany. Niestety ze względu na to, że ofiara ukończyła 30 lat, w świetle polskiego prawa sprawa była już przedawniona. Nie było mowy nawet o odszkodowaniu, skończyło się na liście z przeprosinami.
Jakubik mówił o tym, że widzi szansę na zmianę sytuacji w polskim Kościele, jednak nie wierzy, że inicjatywa może wyjść od wewnątrz. Muszą zadziałać odpowiednie organy państwowe, prokuratura, ale także opinia publiczna. Cytując pewnego dziennikarza, tegoroczny laureat Złotego Anioła opisał „Kler” jako „lawinę, której żadna instytucja nie zatrzyma”.
Spotkanie zakończyło się akcentem muzycznym. Chodzi o najnowszą płytę zespołu Jakubika, Dr Misio, o znamiennym tytule „Zmartwychwstaniemy”. Do końca roku ma się pojawić klip do tytułowego singla, który z pewnością potwierdzi niepokorny charakter twórczości wszechstronnego artysty.
Dawid Smyk