W niedzielne popołudnie „odrobiliśmy zadanie domowe” po sobotniej gali zamknięcia festiwalu. Złotego Anioła za całokształt twórczości odebrała Maja Komorowska — wybitna aktorka teatralna i filmowa, znana szerszej publiczności z filmów „Dekalog I”, „Katyń”, czy „Panny z Wilka”. Poza tym pedagog i profesor nauk o sztukach pięknych, babcia, a od niedawna również i prababcia. Po oficjalnym wręczeniu statuetki odbyło się spotkanie z artystką. Spotkanie niezwykłe — wypełnione ciepłem, poezją i serdeczną energią, które składają się na tę wyjątkową postać.
Spośród zadeklarowanych stu czterdziestu trzech pytań przygotowanych na to spotkanie („Mało jak na jedno życie” — skomentowała ten fakt radośnie artystka) finalnie padło ledwie kilka, gdyż od pierwszego momentu nagrodzona artystka nadała tor rozmowie swoim dygresyjnym stylem. Nikt z obecnych na sali nie miał jednak z tego powodu żalu, gdyż przytaczane anegdoty były niezwykle barwne i ciekawe. Maja Komorowska roztacza wokół siebie niewiarygodną energię — biorąc pod uwagę niedawno celebrowane 80 lat — także witalną, Zapytana, skąd ją czerpie, odpowiedziała z uśmiechem: „Chyba zawsze byłam pracowita. Stałam na głowie i chodziłam na rękach. Przychodziłam do domu, odkładałam zakupy — wchodziłam na batut i ćwiczyłam salto. Rzadko chodzę do lekarza, ale kiedy chodzę jest mi zawsze strasznie głupio. Mam wrażenie, że lekarz chce mi powiedzieć: Dożyłaś 80 lat. O co Ci jeszcze, kobieto, chodzi?!”
Padło wiele kwestii i cytatów z książki Barbary Osterloff „Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską dawne i nowe”. Aktorka dopełniła zawartą w niej filozofię aprobaty życia oraz potrzeby rozmowy jako „obdarowywania siebie zanim wejdziemy w aleję, która przecież na nas czeka.”
— „Te spotkania właściwie przebiły teatr. Nie mam tęsknoty za tym, aby zagrać jakąś rolę. Mam takie poczucie, że dogrywam życie. Mieszkam na dużym blokowisku i kiedy mam jakieś zmartwienia, a sporo było ostatnio śmierci bliskich osób, wychodzę i kogokolwiek mijam, mówię mu z uśmiechem: — Dzień dobry! W windzie piszę życzenia na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Takie szczegóły są okropnie ważne.”
W kontekście wyróżnienia Złotym Aniołem nie zabrakło oczywiście sentymentalnej podróży przez co ciekawsze momenty wieloletniej kariery aktorskiej za czasów Polski Ludowej, której dzieckiem nazywa siebie Maja Komorowska.
— „Ja w ogóle nie marzyłam o tym, żeby być aktorką. Miałam zupełnie inne pomysły na życie, myślałam o medycynie, o psychologii... Poza tym tańczyłam i uprawiałam sport, więc jedni myśleli, że pójdę na AWF, inni — że będę uczyła się baletu. Ale tak się w moim życiu zrobiło” — wspomina z rozbrajającą akceptacją.
Wspominano też postać Jerzego Grotowskiego oraz współpraca i przyjaźń z Krzysztofem Zanussim. — Grotowski wierzył, że aktorstwo to wywoływanie wyobraźni i pamięci ciała. To, co po nim zostało zupełnie nie oddaje jego osoby. Uważam to za rodzaj krzywdy; Jerzy miał rację, że nigdy nie zgadzał się na filmowanie. To co się dzieje w tej chwili w teatrze, to jest roznegliżowanie zewnętrzne i wewnętrzne. Grotowski dotknął formy — rozbudowywał wyobraźnie i zadawał pytania.
Przez całe spotkanie aktorka wspierała się notesem z cytatami i refleksjami uzbieranymi na przestrzeni lat od spotkanych na swej drodze ludzi. Kiedy przyszło do pytań od publiczności — asystentka podała artystce album z kolekcją wierszy. Kto był na spotkaniu, miał więc na koniec okazję wysłuchać kilku z nich — dopełniających emocjonalnie refleksję na temat człowieczeństwa, cały czas obecną podczas tego magicznego spotkania.
Agata Burdajewicz