Alter ego Jerzego Pilcha, ksiądz Tadeusz z “Kleru”, Janusz Kondratiuk, Lech Wałęsa. Dzięki tym wszystkim rolom wszechobecnego w ostatnich latach Roberta Więckiewicza, aktor wyrobił sobie wyjątkową pozycję. Zapisał się jako niepodrabialna twarz Polaka poczciwego — niepozbawionego grzeszków, z zamiłowaniem do wódki na czele, ale o szczerozłotym sercu. Alfred, dyrektor Pałacu Kultury z “Ukrytej gry” Łukasza Kośmickiego, to z pozoru kolejna podobna rola. Jednak, jak okazało się choćby na spotkaniu po przedpremierowym pokazie filmu, praca na planie wiązała się z wieloma wyzwaniami. – Jesteście ciekawi jakimi? Zatem zachęcamy do lektury.
Łukasz Maciejewski rozpoczął spotkanie rozgrzewkowymi pytaniami o pierwsze wspomnienia naszych gości z Pałacem Kultury i Nauki, czyli centralnym miejscem akcji filmu. Reżyser opowiadał o dreszczyku, jaki odczuł w dzieciństwie przy odwiedzaniu Warszawy w ramach profesury ojca. Pamięć tego silnego pierwszego wrażenia została z nim przez resztę życia. Młody Więckiewicz widział dar Stalina najpierw w telewizji i nie do końca wierzył, że istnieje naprawdę, dopóki nie pojechał do stolicy w ramach kolonii letnich dla “zaczerpnięcia świeżego powietrza” Zapamiętał budynek jako osamotniony — nie było wtedy Marriotta i innych drapaczy chmur.
Kośmicki, dla którego “Ukryta gra” była pełnometrażowym debiutem reżyserskim, jest osobą wszechstronnie utalentowaną i oczytaną, “człowiekiem renesansu”, jak określił go sam Więckiewicz. Pracował jako autor zdjęć dla Krzysztofa Krauzego, Filipa Bajona czy Łukasza Zadrzyńskiego, realizował reklamy na całym świecie, aktywnie współpracował ze Smarzowskim m.in. przy scenariuszu “Domu złego”. Jego wkład w projekty w każdym z tych wcieleń był wielokrotnie nagradzany. Skromny zwykle twórca i zaprzyjaźniony aktor żartują, że następnym razem Łukasz będzie walczył o laury w kategorii “drugoplanowa rola żeńska”.
Opowieść o ukrytych kulisach kryzysu kubańskiego w szachowej rozgrywce USA - ZSRR, sprawiał dla Roberta i osób decyzyjnych w selekcji scenariuszy wrażenie tak autentycznego, że wprost musiała to być rekonstrukcja wydarzenia historycznego. Sam reżyser i scenarzysta utrzymuje, że przy budowaniu historii postępował dość cynicznie. Równocześnie przerażający i atrakcyjny temat widma wojny nuklearnej, główna rola napisana dla Amerykanina po sześćdziesiątce, bo tacy częściej przyjmują propozycje castingowe ze świata, gdy ich lata świetności w Hollywood przeminęły, w końcu ten Pałac Kultury, czyli silna lokalność, żeby nikt spoza Polski nie kupił projektu.
Więckiewicz był oczarowany scenariuszem i napisaną dla siebie rolą. Lubi postacie niejednoznaczne, a do takich należy Alfred. Z jednej strony partyjny kacyk, beneficjent systemu, przaśny i rozrywkowy, z drugiej wewnętrznie rozdarty dysydent, którego prawdziwe sympatie ulokowane są w przybyszach z Ameryki. Konfrontacja Roberta z utytułowanymi aktorami z USA, Aleksiejem Sierebriakowem czy Lotte Verbeek przyniosła zaskakujące efekty. Polak aż za dobrze gra pijanego. Na tyle, że światowa śmietanka bała się występować z nim w jednej scenie. Podobnie zachwycone Więckiewiczem były amerykańskie focus groups, które oglądały film przed jego planowaną premierą w Stanach.
Reżyser i aktor w luźnym tonie streszczali różne zawirowania związane z pracą nad wysokobudżetowym projektem z międzynarodową obsadą. Do największych kryzysów należała “zamiana Billów”. Na początku w głównej roli obsadzony był William Hurt, aktorski guru i zdobywca Oscara. Niestety poza planem miał wypadek, a jeden z dni zdjęciowych z jego udziałem był już opłacony, dlatego trzeba było szybko znaleźć zastępstwo. Na ratunek przyszedł telefon z Kalifornii od Billa Pullmana, który postanowił zrezygnować z urlopu pomiędzy zdjęciami do serialu “Grzesznica” i wesprzeć polską produkcję.
Bill miał własną koncepcję roli i oczekiwał pewnych ustępstw od reżysera, związanych z jego propozycjami. Doprowadziło to do kilku drobnych starć na planie. Więckiewiczowi natomiast, trudno było przystosować się do zmiany partnera ekranowego, jednak jak sam, demokratycznie i żartobliwie dodaje: Nie znajdowałem powodów, żeby specjalnie krzyczeć na Billa. Pullman był także wprost zafascynowany Polską, dużo spacerował po Warszawie, a na planie posmakował flaczków. Zupełnie nie był jednak przygotowany na warunki klimatyczne. W lekkiej skórzanej kurtce i szaliku zdjęcia podczas dwudziestopniowego mrozu okazały się prawdziwą szkołą przetrwania. Pomimo drobnych zgrzytów i terminowych stresów, reżyser i aktor dobrze wspominają atmosferę na planie.
Podsumowując szczere i dowcipne spotkanie, zapytany na sam koniec o najtrudniejszą rolę w karierze, Więckiewicz w swoim rubasznym stylu zaripostował: Kiedy musiałem odpowiedzieć “tak” żonie.
Dawid Smyk