Islandia, położona na „gorącym punkcie” Grzbietu Śródatlantyckiego, posiada wiele wulkanów, gejzerów i ciepłych źródeł. Może poszczycić się również nietuzinkową kinematografią. W islandzkim kinie człowiek nieustannie walczy z nieposkromioną naturą.
Niewielka liczba islandzkich produkcji wynika nie tylko z niewielkiej liczby mieszkańców, ale przede wszystkim z faktu, iż kinematografia tego krajujest stosunkowo młoda. Dopiero w 1978 roku, wraz z powstaniem Icelandic Film Fund, oficjalnie zaczęto wspierać rodzime filmy. Pierwszym, stworzonym w ramach nowego systemu, jest Land and Sons Ágústa Guðmundssona. Reżyser, ukazując wiejski i wielkomiejski styl życia na Islandii, uświadamia sobie, że nie można uciec od własnych pragnień. Jednym z najwybitniejszych twórców kina islandzkiego jest Baltasar Kormákur. Swoje pierwsze kroki w świecie filmu stawiał jako aktor i początkowo wcale nie marzył o tym, by stanąć za kamerą. Jego debiut reżyserski — 101 Reykjavik — okazał się światowym sukcesem i zdobył nagrodę na festiwalu filmowym w Toronto. Już w tym pierwszym obrazie widoczna jest niesamowita przenikliwość tego, jak reżyser przygląda się ludziom i światu, a także wyrazisty styl twórcy, który ugruntował jego pozycję. Kolejny film — Bagno — został dostrzeżony przez recenzentów i przyniósł Kormákurowi zwycięstwo na festiwalu w Karlowych Warach. Z kolei Dagur Kári jest jednym z najciekawszych reżyserów światowego kina autorskiego. Jego Noi Albinoi to słodko-gorzka historia tytułowego Noi, zagubionego nastolatka marzącego o wyrwaniu się ze śnieżnych krajobrazów wyludnionej Islandii, które traktuje niczym więzienie. Kolejny film Káriego — Zakochani widzą słonie — to pełen absurdalnego humoru komediodramat o zakochanych młodych ludziach, którzy patrzą na świat poprzez różowe okulary. Dobre serce z 2009 roku to pierwszy anglojęzyczny film twórcy, mówiący o osobliwej przyjaźni pomiędzy niedoszłym samobójcą a antypatycznym właścicielem podupadłego baru. Najnowszy Fusi to ciepła, słodko-gorzka komedia o „czterdziestoletnim prawiczku” postanawiającym zmienić swoje dotychczasowe życie. Islandzkiej realności dotyka film O koniach i ludziach Benedikta Erlingssona. Pomimo silnego zakorzenienia w kulturze Islandii, ma uniwersalne przesłanie dotyczące działania ludzi i zwierząt. Reżyser przekonuje, że w każdym z nas drzemią zwierzęce instynkty.
Charakterystyczny, skandynawski czarny humor pozwala łatwo wniknąć w tkankę filmowych opowieści. Z drugiej jednak strony, islandzkie kino potrafi zmrozić widza swoimi przemyśleniami na temat kondycji współczesnego człowieka.