W sobotę na Tofifest wciąż brzmiały echa piątkowego rozdania nagród festiwalowych. Ale tofifestowe tempo nie słabnie i z widzami spotykają się kolejni goście.
Kluczowym wydarzeniem soboty było spotkanie z Danutą Szaflarską. Znakomita polska aktorka, laureatka specjalnego Złotego Anioła Tofifest 2014 za Całokształt Twórczości, spotkała się z widzami festiwalu po pokazie opowiadającego o niej filmu Inny świat Doroty Kędzierzawskiej. Szaflarska ma 99 lat i jest najstarszą grającą na deskach teatru aktorką. Nie mam chyba zbyt wielkiej konkurencji — śmiała się podczas spotkania. Jest nas coraz mniej, ale staruszki w filmie są potrzebne. Wspaniałe poczucie humoru i dystans do własnej osoby pozwoliły aktorce osiągnąć ogromny sukces. Współpracowała z wieloma wybitnymi reżyserami, wcieliła się w setki ról. Jednak ulubionej nie jest w stanie podać. Dobrze pamięta się tylko to, co się sknociło — konstatowała.
Jej receptą na bycie dobrym aktorem szanowanie swojej pracy. Każda rola wymaga ogromnej pracy, pokory. I wiele szczęścia. Bo praca aktora to w połowie szczęście i przypadek, a w połowie — umiejętności. Nie można „grać”, bo wtedy jest się złym aktorem, tą postacią po prostu trzeba być — stwierdziła. Ja zawsze lubiłam postaci zupełnie inne ode mnie. Pamiętam, jak cieszyłam się z roli wiedźmy. To dopiero coś! Bo grać takiego amanta, czy amantkę to przecież nic ciekawego — śmiała się. Nie mogło obyć się bez pytania o sekret długowieczności. Aktorka z uśmiechem tłumaczyła, że liczy się charakter, usposobienie. Trzeba się cieszyć ze wszystkiego i po prostu lubić żyć. Jak się widzi coś pięknego, to się trzeba cieszyć. Jak się zje dobre ciastko, to też się trzeba cieszyć — mówiła Szaflarska.
Na ekranie Tofifest w sobotę odbyła się polska premiera filmu Gottland w reż. Lukáša Kokeša, Petra Hátle i Viery Čákanyovej, który jest ekranizacją książki polskiego dziennikarza Mariusza Szczygła. Zobaczyliśmy także najnowszy obraz Kena Loacha Klub Jimmy’ego (Jimmy’s Hall) w sekcji Forum 2013/2014. Widzowie tłumnie przybyli na pokaz tureckiego filmu Zimowy sen (Winter Sleep) Nuri Bilge Ceylana, nagrodzony w Cannes Złotą Palmą i nagrodą FIPRESCI.
Na Tofifest pokazany został także Lewiatan Andrieja Zwiagincewa, przykład metaforycznej satyry o współczesnej Rosji, nagrodzony na festiwalu w Cannes w 2014 roku Nagrodą za Najlepszy Scenariusz. W filmie wykorzystano przepiękną muzykę Philipa Glassa z opery „Echnaton”. Wieczorem wyświetlono również kluczowy dla tegorocznej edycji Tofifest film Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet (The Girl with the Dragon Tattoo). Dokładnie zaś jego pierwotną, szwedzką wersję w reżyserii Nielsa Ardena Opleva. Własnie kadry z tej ekranizacji Trylogii Stiega Larssona stały się osią wizualizacji Tofifest 2014 i pasma Zjawiska: Nordic Noir.
W ramach Audiowizji odbyły się ostatnie koncerty. Estrada Stage Bar Toruń zaprosiła na Sounds Like The End Of The World i Signal from Europa, a klubie festiwalowym Dwa Światy zagrał skład Moustache-ElectroMoustache. Wreszcie, w Domukultury! rozpoczęły się najfajniejsze warsztaty filmowe dla dzieci Filmogranie! na Tofifest: Western.
* * *
Wróćmy do spotkań z ostatnich dni na Tofifest. W piątek odbyło się spotkanie z Danielem Olbrychskim, laureatem tegorocznego Złotego Anioła za Niepokorność Twórczą. Mistrz aktorstwa mówił wiele o charakterze zawodu. Dla aktora główną rolą jest wypełnienie zadania .Gdy gra w sztuce Szekspira, największe znaczenie dla niego ma wzruszenie publiczności, gdy w komedii Fredry — wywołanie śmiechu — mówił. Według Olbrychskiego aktorstwo najwyższej miary polega na umiejętności elastycznego przejścia z jednej roli do drugiej. A na pytanie, czy w zawodzie aktora istnieje takie pojęcie jak „rola życia”, użył wypowiedzi Meryl Streep, która jego zdaniem odpowiedziała na nie najpiękniej: Nie pytajcie mnie, która z moich ról była dla mnie najważniejsza, najbardziej udana i którą najbardziej kocham. Każda z ról to moje dzieci. Nosiłam je w sobie, później rodziłam w bólach i szczęściu. Wszystkie kocham tak samo jak ludzi, z którymi te role poczęłam.
Czym powinien charakteryzować się dobry aktor? Musi posiadać dwie kompletnie sprzeczne cechy: nieprawdopodobną pewność siebie i równie nieprawdopodobną pokorę. Gdy grasz Hamleta, wypowiadając kwestię „być albo nie być” musisz mieć przekonanie, że tylko Ty masz prawo to grać. Ale musisz też mieć w sobie pokorę wobec tekstu, który wypowiadasz i wobec widza, przed którym występujesz. Połączenie tych dwóch sprzeczności daje nadzieję na to, że rola będzie udana. Biorąc pod uwagę liczną publiczność, która przybyła na spotkanie, Olbrychski powiedział, że nadal potrafi się dziwić, że ktoś przychodzi go słuchać. Wspomniał też o planach na przyszłość, które ma nadzieję zrealizować. Otrzymał propozycję członkostwa w jury na festiwalu filmowym w Cannes. Cały czas jednak jest ciekaw, co przyniesie następny dzień.
Dzień po pokazie filmu Onirica — Psie pole uczestnicy festiwalu mieli przyjemność wysłuchać wykładu „Ukryty język symboli w filmie” reżysera filmu Lecha Majewskiego. W wypełnionej po brzegi sali Majewski na przykładzie klasyki kina: Ptaków Alfreda Hitchcocka, Ojca Chrzestnego Francisa Forda Coppoli, Lotu nad kukułczym gniazdem Miloša Formana czy Pulp Fiction Quentina Tarantino opowiadał o symbolach w filmie. Język filmowy w kinie nie jest pełnym językiem, jeśli nie operuje językiem symbolicznym. To znaczy, nie jest się w stanie stworzyć wybitnego filmu, jeśli nie ma w nim symbolu — dowodził reżyser. Z sali padło pytanie, który film jest bardziej wartościowy: pełen symboli, ale niezrozumiały dla szerszegoagrono odbiorców, czy stworzony z myślą o przeciętnym widzu. Majewski stwierdził, że nie zna takiego podziału i — choć sam robi filmy nafaszerowane symboliką — najlepiej rozmawia mu się o nich z prostymi ludźmi, którzy najlepiej rozumieją jego filmy. Drugie pytanie dotyczyło użycia „symbolu dla symbolu”. Zdaniem Majewskiego jest to kwestia smaku i wyczucia, ale najlepsze symbole wynikają z akcji i są naturalnie wkomponowane w fabułę. Ostra odpowiedź padła na pytanie o symboliczną scenę kończącą Pokłosie Władysława Pasikowskiego: Nie widziałem już tego, jedną trzecią filmu obejrzałem i wyszedłem. To taka brednia, że nie mogłem tego zdzierżyć. Film dla kretynów — powiedział reżyser.
Nie odnajdziecie swojego Parajanova, bo każdy ma swojego. W filmie możecie zobaczyć jedynie moją wizję i zaakceptować ją lub nie — mówiła ukraińska reżyserka Olena Fetisova podczas spotkania po filmie konkursu On Air Paradżanow (Paradjanov). Opowiadała o trudnościach w realizacji filmu: Wielu twierdziło, że jestem walniętą blondynką, która zbyt wiele sobie wyobraża. Nikt nie wierzył, że nam się uda. Postać Paradżanowa dla Fetisovej ma wymiar bardziej prywatny: Ja praktycznie wychowałam się na planie. Moi dziadkowie byli powiązani z produkcją i często zabierali mnie ze sobą. Miałam okazję zetknąć się z Parajanovem osobiście, jako dziecko. Pamiętam, jakie wywarł na mnie wrażenie — wspominała. Nieco dziwić może wybór konwencji filmu. Kto prześledził dorobek Fetisovej — dokumentalistki — wie, że film jest jej debiutem jeżeli chodzi o kino fabularne. Paradżanow jeszcze za życia sam stworzył własną legendę. Żaden dokument nie jest w stanie w pełni oddać złożoności ten postaci. Ukazać mógł to jedynie „film o artyście”: nieco szalonym, pełnym pasji, nieprzewidywalnym. Jeśli ktoś chce poznać szczegóły biografii, niech poszuka w Googlach — śmiała się Fetisowa. Film wydaje się bardzo ważny w obecnej sytuacji politycznej. Jak wspomniała reżyserka: Obecnie młodzi ludzie walczą o siebie i swoją wolność tak samo jak kiedyś Paradżanow. Za czasów Putina i innych dyktatorów ten obraz wydaje się bardzo aktualny.
Zbrodnia jest wszędzie taka sama, nieważne czy w Skandynawii, czy w Polsce — zawsze jest ofiara i detektyw, który dostaje sprawę — mówił o swoim filmie Jeziorak reżyser Michał Otłowski na spotkaniu po projekcji. Już od samego początku wyraźnie było widać, że widzowie podzielają opinię krytyków i dostrzegają w debiutanckim dziele Otłowskiego podobieństwa do skandynawskich filmów i twórczości braci Coen. Sam reżyser zaprzeczał jednak, by czerpał z nich jakiekolwiek inspiracje i zapewniał, że od co najmniej dziesięciu lat nie czytuje kryminałów, a ze skandynawską literaturą nie miał nigdy styczności. Odpierając kolejne zarzuty o podobieństwo do skandynawskich kryminałów, Otłowski przyznał, że widz ma prawo odbierać film w sposób, który mu odpowiada. Mroczność scen, ciemny koloryt, mała ilość światła i „szara pogoda” odpowiadały ogólnej konwencji filmu jako przynależącego do gatunku. Kino jest sztuką dla widza, bez niego staje się jedynie smutną rzeczywistością — podsumował Otłowski.