X  Używamy plików cookie i podobnych technologii w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.  Dowiedz się więcej. 

„Ballada o białej krowie” — dramat bez katharsis

Kino irańskie wciąż pozostaje dla Polaków nieodkrytym lądem. Możliwe, że w kraju znana jest postać Abbasa Kiarostamiego, który zdobył międzynarodową sławę, jednak to wciąż za mało, aby produkcje pochodzące z tego kraju zawitały u nas na dużym ekranie poza festiwalowymi okolicznościami.

Tymczasem na 19. MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze mogliśmy zapoznać się w paśmie konkursowym On Air z „Balladą o białej krowie” w reżyserii duetu: Maryam Moghadamy i Behtashy Sanaeeh’y. Na film postanowiliśmy spojrzeć z dwóch perspektyw – damskiej i męskiej, a następnie skonfrontować nasze wrażenia. Oto efekty tego recenzenckiego eksperymentu.

O fabule damskim okiem

Mija rok, odkąd mąż Miny został powieszony za zbrodnię, której nie popełnił, pozostawiając ją i głuchą córkę Bitę na pastwę losu. Kobieta nie może pogodzić się z tak niesprawiedliwą stratą i robi wszystko, aby wymusić na władzach oficjalne przeprosiny za tak spektakularną pomyłkę sądową. Kiedy kondycja finansowa kobiety podupada, na jej drodze niespodziewanie pojawia się mężczyzna, który przedstawia się jako dawny przyjaciel jej męża. Wyjaśnia, że ma do spłacenia dług względem rodziny Miny. Wkrótce jednak okazuje się, że darczyńca nie jest do końca tym, za kogo się podaje.

O fabule męskim okiem

Babak, niczym Mikołaj u Dostojewskiego, pod wpływem presji przyznaje się do zbrodni, której nie popełnił. Wyrok państwa irańskiego jest pod tym wglądem dość łatwy do przewidzenia: śmierć za śmierć. Od tego zaczynają się perypetie dwóch osób: głównej bohaterki, którą jest owdowiałą żoną Babaka, odtąd samotnie wychowującą ich głuchą córkę, a także sędziego, przytłoczonego zarówno śmiercią, na którą skazał niewinnego człowieka, jak i nienawiścią ze strony własnego syna, który nie potrafi mu tego wyroku wybaczyć. Losy tych dwojga bohaterów splotą się ze sobą i będą wyznaczać ciężką narrację całego filmu. Ona będzie szukała sprawiedliwości, on odkupienia i przebaczenia.

Samego Babaka widzimy jedynie w prologu filmu, w retrospekcji z celi śmierci, w której siedzi bez słowa podczas odwiedzin żony. Później zaś pojawiać się będzie jedynie w momentach przebitek na zdjęciach rozstawionych w wynajmowanym przez żonę, obskurnym mieszkaniu. Mina, w rok po śmierci męża, pozostaje w głębokiej żałobie. Czarny hidżab bez osłony na twarz nie jest w stanie ukryć jej trosk. Pracuje przy taśmie produkcyjnej w mleczarni, gdzie huk maszyn zagłusza jej myśli, a po godzinach wykonuje prace chałupnicze celem załatania domowego budżetu. Rozmawia także na migi z córką, która ma problemy typowe dla małej dziewczynki. Marną pomocą okazuje się rodzina Babaka. Jego brat, który zasadniczo krytykuje Minę za wszystkie jej decyzje, oraz ojciec, podobno głęboko niezadowolony z tego, jak Mina wychowuje córkę. Można się domyślić jak niebezpiecznym zarzutem jest to w myśl prawa irańskiego.

Pewnego dnia Mina i jej szwagier zostają wezwani do sądu, aby dowiedzieć się, że Babak został poniewczasie uniewinniony, gdyż udało się dowieść, iż zbrodnię popełnił jeden ze świadków. Oczywiście prokuratura próbuje zamieść całą sprawę pod dywan, powołując się na to, że jednomyślność ławy sędziowskiej przy wydawaniu wyroku należy interpretować jako wolę bożą. Zaproponowana zostaje także odgórna kwota odszkodowania dla całej rodziny, co jasno wskazuje, że irańskie prawo doskonale wie jak przeliczyć ludzki żywot na pieniądze.

Mniejsza o to, że porównując wartość gazety (jej cena jest podana w filmie) widz może sam sobie policzyć, że życie ludzkie oszacowane jest nader nisko. Tu pojawia się kolejne pole do konfliktu rodzinnego. Szwagier wraz z teściem będą chcieli po prostu przyjąć pieniądze, Mina zaś będzie przede wszystkim żądała przeprosin. Będzie chciała stanąć oko w oko z głównym sędzią i pociągnąć go do odpowiedzialności.

Wspomniany z kolei sędzia, do którego dostęp dla Miny (jako kobiety) nie będzie w ogóle możliwy, zmaga się ze swoimi wewnętrznymi demonami. Jego idealistyczne podejście do życia sprawiło, że chciał wymierzać sprawiedliwość, jednak wydanie niesłusznego wyroku śmierci rodzi poczucie własnej porażki i przekonanie o wyrządzeniu krzywdy, której nie da się zrekompensować. Jego głęboka wrażliwość etyczna sprawia, że nie jesteśmy w stanie postrzegać go jako antybohatera, zaś ostracyzm, z jakim spotyka się ze strony syna, wzbudza w widzu jedynie współczucie.

Jej wrażenia

Ballada o białej krowie z pewnością aspiruje do miana filmu poważnego, ciężkiego, skłaniającego do refleksji. Nie jest to produkcja, na której obejrzenie zdecydowałabym się wieczorem, w dodatku po ciężkim dniu w pracy. Atmosfera przytłacza wszechobecną beznadzieją. Tak wszechobecną, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy możliwym jest, by jedna osoba doświadczyła tak wielu niepowodzeń w życiu.

Film nie posiada modulacji, brak tu zwrotów akcji czy większych zaskoczeń. Od początku do końca zachowane jest jedno, dość powolne tempo. Produkcja przepełniona jest wielosekundowymi long lookami, które mają nas upewnić w przekonaniu, że bohaterami targają bardzo silne emocje, a ich rozterki nie należą do błahych. Wiele kwestii pozostaje niewypowiedzianych, a ich miejsce zajmują długie, wymowne zbliżenia na twarze protagonistów.

Aktorsko bez dwóch zdań film trzyma poziom. Na szczególną uwagę zasługuje postać Miny granej przez Maryam Moghadamę. Widać, że reżyserka napisała tę bohaterkę pod siebie i czuła się w roli wyśmienicie. Ograniczenia Miny – samotnej matki w Iranie – widz współodczuwa na każdym kroku. Fakt ten podkreśla dodatkowo zawężone grono postaci – kobieta nieustannie obraca się wśród tych samych ludzi – mniej lub bardziej przychylnych jej osobie.

„Ballada o białej krowie” to produkcja duszna niczym tragedia antyczna. Widz z niecierpliwością wyczekuje przynoszącego ulgę katharsis – odreagowania skumulowanego napięcia. Takie jednak nie nadchodzi i to właśnie zakończenie uważam za najsłabszą stronę filmu. Wydaje się być dodane na siłę, mimo że jest względnie otwarte i pozostawia pole do interpretacji.

Jego wrażenia

Film miał być ciężki. I w zasadzie był. Sama fabuła od początku nie dawała zaś nadziei na jakiekolwiek przyśpieszenie. Mieliśmy oglądać całość jako monotonne zmaganie się głównych bohaterów z własnym bólem. A wszystko w klasycznym dla irańskiego dramatu klimacie.

Los obojga bohaterów zdaje się doskonale ukazywać życie społeczne Iranu. Od początku nie łudzimy się, że Minie będzie dana szansa na to, aby drogą oficjalną wywalczyć przeprosiny od sędziego. Może składać kolejne pisma i odwołania, które zapewne nawet nie będą rozpatrzone. Z kolei wspomniany sędzia będzie przymuszany, aby nie porzucać zawodu. Przecież państwo zasponsorowało mu studia, jest więc państwu winien swoją pracę, zaś woli bożej, która stała za wydanym wyrokiem, nie wolno się przeciwstawiać. Na tym polega paradygmat filmu, doskonale ukazujący relacje społeczne i kulturowe współczesnego Iranu. Akcja toczy się zresztą w Teheranie, nowoczesnym mieście współczesnym, które śmiało można porównać z jakimkolwiek przeciętnym miastem cywilizacji zachodniej, jednak szereg akcentów wskazuje na to, że jest to zupełnie inny świat. Kobiety w hidżabach, powszechnie obowiązująca wola mężczyzn, tłumaczenie zagadnień prawnych kwestiami religijnymi, bezsilność jednostki wobec systemu prawnego i podporządkowanie jej losu dobru ogółu.

Od niego — na zakończenie

Skąd w tytule symbolika białej krowy? Na to pytanie odpowiada już cytat otwierający z Koranu, w którym Mojżesz przekazuje swemu ludowi, iż Bóg nakazał złożyć w ofierze krowę. Symbolika niewinnej („białej”) ofiary pojawia się w filmie na różnych płaszczyznach: w śmierci Babaka, w białych kartonikach mleka na taśmach produkcyjnych w mleczarni Miny, czy w surrealistycznych przebitkach – ujęciach na plac, po środku którego stoi biała krowa otoczona szeregami ludzi w uniformach.

Omawianym w filmie zagadnieniom kulturowym, prawnym i etycznym trudno odmówić głębi i aktualności, a patrząc z perspektywy kraju, w którym toczy się jego fabuła, mogą one zostać odebrane jako kontrowersyjne. Co prawda nie jest on jawną krytyką państwa irańskiego, można sobie jednak wyobrazić reakcję wnikliwego cenzora państwowego na tak zarysowaną fabułę. Wątpliwości budzić może jedynie zakończenie, które zdaje się być otwarte. Jednak ta kwestia związana jest z czysto subiektywnym podejściem widza.

Od niej — na zakończenie

Film pozostawił mnie pogrążoną w rozmyślaniach, co z pewnością świadczy na jego korzyść. Po przespaniu się z myślami dochodzę do wniosku, że reżyserki Ballady o białej krowie niemal na siłę próbowały odebrać swojej bohaterce szansę na szczęście. Widz miał jej współczuć w każdej minucie filmu i nigdy nie zapomnieć, jak została skrzywdzona przez los.

Warto zapoznać się z tym filmem, choćby z uwagi na fakt, że daleko odbiega od tego, co serwowane nam jest na co dzień na dużym ekranie. Film przybliża kulturę Bliskiego Wschodu, co może poszerzyć nie tylko kinowe horyzonty.

Zachęcamy do obejrzenia pozostałych filmów z pasma On Air na platformie VOD festiwalu Tofifest. Kujawy i Pomorze.

Kinga Mądraszewska
Marcin Pełka

W tym dziale również

Google Translate

Aktualności Tofifest