Czy wszystko OK? — To było pierwsze pytanie, które padło podczas spotkania z reżyserem „Powrotu do tamtych dni” Konradem Aksinowiczem. Zadał je reżyser do milczącej tuż po seansie publiczności. Cisza nie oznaczała jednak obojętności widzów, wręcz przeciwnie - wyrażała głębokie poruszenie historią o alkoholizmie ojca, ukazaną z perspektywy nastoletniego chłopca.
W wywiadach Konrad Aksinowicz nie ukrywa, że „Powrót do tamtych dni” ma charakter autobiograficzny, a napisanie scenariusza filmu było dla niego jedną z form kontynuacji terapii. Dlatego prowadzący spotkanie, Szymon Andrzejewski, na początku zapytał, kiedy doszło do przejścia z tworzenia filmu jako formy terapii, na bardziej zdystansowane podejście zawodowego filmowca. Reżyser wówczas opowiedział o długim procesie powstawania filmu — od terapii w 2009 roku, kiedy to zdał sobie sprawę, że chce opisać swoją historię w formie scenariusza filmowego, przez powstanie scenariusza w 2011 roku, jego modyfikacje, okres oczekiwania na dofinansowanie przedsięwzięcia, do jego realizacji w okresie pandemii. Konrad Aksinowicz zdradził też, że na początku scenariusz miał inną formę — opowiadał o mężczyźnie przechodzącym terapię jako DDA (skrót od Dorosłe Dzieci Alkoholików), jednak ze względu na obszerność scenariusza, zawęził perspektywę bohatera tylko do okresu wczesno nastoletniego.
Postacie w „Powrocie do tamtych dni” w pewnym stopniu są odbiciem prawdziwych osób i relacji. W filmie istotną bohaterką jest matka (w tej roli Weronika Książkiewicz), usiłująca wychować syna i zapewnić mu bezpieczeństwo pomimo alkoholizmu męża. Dlatego kolejne pytanie dotyczyło reakcji mamy Konrada Aksinowicza na jego film. Odpowiedział, że widziała film trzykrotnie, za każdym razem jej reakcja była inna, gdzieś pomiędzy odbiorem fikcji a rzeczywistości. — Raz miała wrażenie, że ogląda czyjąś inną historię jak „w filmie na Netflixie”, innym razem przyjmowała bliższą perspektywę.
Następnie reżyser opowiedział o pracy z aktorami. Mówił o castingu i współpracy z aktorami dziecięcymi. Najtrudniejszy okazał się dobór aktora do głównej roli — Tomka. Ostatecznie wybrał introwertycznego, ale wyrazistego Teodora Koziara. Dla przeciwwagi, do roli jego kolegów — Słabiaka i Moskita — reżyser wybrał bardziej „ekstrawertyczne” typy aktorów. Konrad Aksinowicz zdradził też tajniki pracy z Weroniką Książkiewicz i Maciejem Stuhrem. W przypadku tworzenia postaci matki podczas nagrań zdarzało się, że reżyser zmieniał kolejność nagrywanych scen — tak, żeby dopasować je do samopoczucia aktorki, aby wyglądały na bardziej autentyczne. Dowiedzieliśmy się też, że Maciej Stuhr bardzo cieszył się z podjęcia wymagającej roli ojca filmowego Tomka. Jedną z pomocy służących mu do przygotowania się do roli były prywatne nagrania filmowe Konrada Aksinowicza, które ukazywały jego ojca, także gdy był pod wpływem alkoholu. Pozwoliło mu to na stworzenie bardziej wiarygodnej postaci.
Historia, scenariusz, aktorstwo i nastrój filmu przemówiły do publiczności. Reżyser wspomniał, że nadal otrzymuje liczne wiadomości od widzów, jakim cudem wyciągnął na ekran fragmenty ich wspomnień. Ponownie powróciło pytanie o możliwość zdystansowania się do tak osobistej historii, ale — podobnie jak Aksinowicz opisywał reakcję swojej mamy na film — czasem mógł się zdystansować i skupić na doborze najtrafniejszych środków filmowych, a czasem wracały do niego wspomnienia.
Podczas spotkania padł też wątek scenerii oraz miasta, które przedstawiono w filmie — Wrocławia. Reżyser wskazał, że mieszkanie bohaterów też stanowi pewnego rodzaju bohatera — podlega przemianom, zniszczeniu, które obrazują upływ historii i skutki alkoholizmu. Opowiadając o Wrocławiu, napomknął, że jest pierwszy raz w Toruniu i że miasto zrobiło na nim duże wrażenie i chętnie pozna je lepiej.
Pod koniec spotkania Konrad Aksinowicz otrzymał pytanie o dobór muzyki oraz współpracę z montażystą. Podkreślił, że minimalistyczna muzyka oparta na powracającym motywie pojedynczych dźwięków pianina również tworzy niepokojący nastrój opowieści. Na etapie postprodukcji w stworzeniu finalnej wersji historii pomógł mu montażysta Witold Chomiński. Reżyser podkreślił, że zaufali sobie nawzajem i byli otwarci na swoje wzajemne sugestie, co końcowo dało satysfakcjonujący efekt.
Podczas spotkania padła trafna uwaga ze strony publiczności, że film jest tak poruszający, bo niemal każdy miał w jakimś stopniu styczność z osobą z chorobą alkoholową. To dlatego seans, jak i spotkanie, były dla wielu widzów trudnym, ale oczyszczającym doświadczeniem.
Małgorzata Litwin-Szeliga