„Bo we mnie jest seks” to film stworzony przez kobiety i opowiadający o kobietach. Reżyserka Katarzyna Klimkiewicz, zdecydowała się na opowiedzenie historii Kaliny Jędrusik w niecodzienny i nieszablonowy sposób, bawiąc się estetyką i wrażliwością lat 60. Film otrzymał dotychczas wiele nagród między innymi: Orła za Najlepszą Scenografię dla Wojciecha Żogały, czy Złotego Lwa dla Marii Dębskiej za Najlepszą Pierwszoplanową Rolę Kobiecą.
Na 20. MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze film znalazł się w paśmie From Poland, a Maria Dębska otrzymała Złotego Anioła dla Obiecującej Europejskiej Aktorki. Film pokazany był pierwszego lipca, a po projekcji odbyło się spotkanie z reżyserką i odtwórczynią głównej roli.
Klimkiewicz nie stworzyła filmu biograficznego o Jędrusik. Jest to raczej jej wyobrażenie na temat tamtych czasów i ikony PRL-u, próba zmierzenia się z legendą artystki. Jak podkreślała reżyserka: chciałam przyjrzeć się człowiekowi w szczegółach, nie tworzyć fresku z całego życia. Reżyserce zależało na oddaniu aury bohaterki, ukazaniu jej jako zwyczajnej kobiety, która też ma prawo popełniać błędy. Film łączy ze sobą różne konwencje: zarówno te komediowe, jak i te nieco bardziej tragiczne. Cechuje się ogromną odwagą formy. Maria Dębska na spotkaniu podkreślała, że takie spojrzenie na biografię jest ryzykowne, ale przecież taka była Kalina. Klimkiewicz mówiła: Barbara Krafftówna prosiła mnie, by nie był to zwykły film, bo o Kalinie nie można zrobić zwykłego filmu. Krafftówna otworzyła przede mną drzwi do skarbca, starałam się zrobić film dla Barbary, Kaliny, ludzi z tamtych lat, nawiązać z nimi dialog.
Dla reżyserki istotne było oddanie wrażliwości i klimatu lat 60., bo jak podkreślała: chciałam spojrzeć na Kalinę z tamtych czasów, dlatego nawiązywałam do estetyki kina, poczucia humoru, stylistyki tamtych lat. Cały film utkany jest z aluzji i cytatów do filmów, reżyserów i autentycznych wydarzeń z lat 50. i 60. XX wieku. Reżyserka bawi się nawiązaniami do ówczesnej rzeczywistości. Wspaniała jest scena tańca w barze inspirowana „Saltem” Tadeusza Konwickiego czy postać Stanisława Dygata wiecznie siedzącego przy telefonie i dzwoniącego do przyjaciół. Jest też Kazimierz Kutz, Barbara Krafftówna, czy Tadeusz Konwicki, który pojawia się na moment i po chwili znika, udając się zapewne na swój codzienny spacer ulicami Warszawy. Bardzo symboliczna jest też końcowa scena, w której Jędrusik występuje w Kabarecie Starszych Panów w sukience z odkrytymi plecami śpiewając tytułową piosenkę „Bo we mnie jest seks”. Jak podkreślała reżyserka, piosenki były głosem i perspektywą Kaliny, były kontrapunktem. Naturalnie wypływały z akcji filmu. Stają się one swoistym manifestem niezależności artystki, wyrazem buntu i wolności.
Cały film jest dziełem ogromnie ważnym i symbolicznym dla twórczyń. Na spotkaniu opowiedziały o talizmanach z planu filmowego, które wciąż mają przy sobie. Maria Dębska zachowała zegarek zatrzymany na godzinie 3:30, który w filmie nosiła Kalina. Katarzyna Klimkiewicz wspomniała, że film jest hołdem dla jej dziadków, ich świata. Podzieliła się z widzami wzruszającą historią o tym, że zachowała po nich żółtą tkaninę, którą mieli w mieszkaniu. Kostiumografki przerobiły ten materiał na szlafrok, w którym występowała Dębska. Dzięki temu przedmiot zyskał nową wartość, stał się jeszcze cenniejszy dla reżyserki.
Klimkiewicz ukazała herstorię kobiety XX wieku. Jędrusik jawi się tutaj jako artystka niezależna i niepokorna. Maria Dębska stworzyła portret kobiety, która z jednej strony czerpie z życia garściami, a z drugiej jest w niej lęk, pierwiastek niepokoju. Jest bardzo ludzka i prawdziwa, popełnia błędy i nie jest idealna. Klimkiewicz i Dębska powiedziały na spotkaniu, że każda z nich ma w sobie coś z Jędrusik, nie umieją się z nią rozstać. Maria Dębska wspomniała: Kalina jest nam bardzo bliska. Była kobietą świadomą swoich wad i zalet, myślącą szeroko, z apetytem na życie, który trochę nie pasował do tamtych czasów. Dzięki takiej narracji film staje się uniwersalną opowieścią o kobiecie, która walczy o swoją wolność.
Zofia Kryspin