„Wiarołom” to pełen oniryzmu film w reżyserii Piotra Złotorowicza. W roli głównej widzimy debiutującą na ekranie Julię Szczepańską — laureatkę Nagrody Filmowej Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego za Debiut Aktorski na 20. MFF Tofifest. Kujawy i Pomorze. Aktorka stworzyła przejmujący portret młodej dziewczyny, która wraca do rodzinnego miasta i próbuje odnaleźć swoją drogę, poznać swoją tożsamość. Znaleźć odpowiedź na pytanie kim jest. Pokaz filmu odbył się 3 lipca, a po seansie mieliśmy szansę spotkać się z twórcami — reżyserem i odtwórczynią głównej roli.
Film opowiada o Ani, która wraca po latach do domu — tytułowego Wiarołomu — by spędzić ostatnie chwile z mamą, która zmaga się z nieuleczalną chorobą. O Ani wiemy niewiele, jej postać jest bardzo enigmatyczna. W miarę rozwoju zdarzeń poznajemy bohaterów, którzy w jakiś sposób łączą się z bohaterką (mamę, ojca, byłego chłopaka). Na spotkaniu Julia Szczepańska została zapytana o pracę nad rolą, o to, w jaki sposób zbudowała postać.
Odpowiedziała: pomysł na Anię był taki, że ona nigdzie nie pasuje, ani do świata Wiarołomu, ani do świata miasta, do którego kilka lat temu wyjechała. Widzowie i rodzina filmowa Ani nic o niej nie wiedzą. Pomysł na tę postać był taki, że ona sama nie wie kim naprawdę jest, znajduje się w trudnym momencie weryfikacji swojej tożsamości. Wiemy, że jakiś etap w jej życiu zmierza ku końcowi. Jest w przełomie życiowym i zastanawia się co zrobi bez mamy, gdzie chce być.
Cały film pełen jest niedopowiedzeń, sekretów, niewiadomych. Sceny w filmie nie są ułożone chronologicznie, nie mamy zachowanego ciągu przyczynowo-skutkowego. Powrót Ani — wielkiej nieobecnej — wywołuje w bohaterach różne, czasem skrajne emocje. Nawet jeżeli głównej bohaterki nie ma na ekranie, to cała akcja skupia się na jej postaci i tajemnicy, która się z nią wiąże. Konstrukcja filmu przypomina sen, ale nie jest to piękna opowieść o powrocie do lat dzieciństwa, a koszmar, z którego bohaterowie nie mogą się wybudzić. Na ekranie oprócz Julii Szczepańskiej widzimy wielu wspaniałych aktorów, między innymi: Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik, Jacka Komana, Mirosława Zbrojewicza, czy Mateusza Więcławka.
Na spotkaniu reżyser opowiedział trochę o tworzeniu scenariusza, początkach pracy nad filmem, tym co skłoniło go do opowiedzenia historii właśnie w taki sposób. Mówił:
Interesowało mnie to, w jaki sposób tajemnice przechodzą z pokolenia na pokolenie, to jak bardzo jest ona krucha. — To fenomen ludzkiej pamięci, Punktem wyjścia w filmie była konfrontacja. Pisząc scenariusz zaczynałem widzieć coraz więcej rozwiązań, szarych stref. Konstruowałem ludzi, których wiąże tajemnica. To nie jest skomplikowana historia, ale interesujące było dla mnie opowiedzenie o niedoskonałości ludzkiej pamięci. Chciałem ukazać trudność w dochodzeniu do prawdy.
Dzięki temu cały film staje się senną przypowieścią o mieście, w którym każdy skrywa jakąś tajemnicę, gdzie prawda miesza się z fikcją. Status postaci jest płynny, zmienia się wraz z rozwojem akcji. Nie wiemy co wydarzyło się naprawdę, a co jest tylko imaginacją. Złotorowicz stworzył kolaż utkany z kłamstw, wyobrażeń i sekretów, które nigdy nie powinny zostać ujawnione.
Zofia Kryspin