Rozwój kina rumuńskiego przez wiele lat powstrzymywany był przez represyjny reżim Ceausescu. Po odzyskaniu wolności kinematografia kraju położonego nad Dunajem zaczęła budzić się z długiego snu. Po Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes w 2010 roku napisano: „Rumuni nie mogą zrobić złego filmu. To jest nielegalne w ich kraju. A przynajmniej nie jest to w ich genach”. Mówiąc pół żartem, pół serio dziś wszyscy wiedzą, że należy obserwować tego „draculę” — hrabiego europejskiego kina.
Siódma sztuka, jaką jest kino, dotarła do Bukaresztu tuż po jej powstaniu. Już w 1896 roku w stolicy miała miejsce projekcja filmów braci Lumière, natomiast pierwszy film rumuński powstał w 1912 roku. Jeszcze przed wojną wyprodukowano wiele interesujących dzieł, które szybko przeszły do klasyki. Natomiast po wojnie przemysł filmowy był pod silnym wpływem rządów komunistycznych — cenzura i propaganda utrudniały kreatywność artystów.
Ponad pięćdziesiąt lat temu rumuński krótki metraż Krótka historia (Scurta istorie, 1956) wyreżyserowany przez Iona Popescu Gopo zdobył Złotą Palmę w Cannes za najlepszy film krótkometrażowy. Był to pierwszy i aż do 2004 roku jedyny film rumuński znany na arenie międzynarodowej. Przez wiele lat świat nie interesował się kinem państwa w południowo-wschodniej Europie. Wyjątkiem były dzieła kontrowersyjnego reżysera Luciana Pintilie. Wyświetlanie jego głośnego obrazu Reconstituirea (Reenactment, 1968) zostało zakazane przez rumuńskich urzędników. Autor filmu został zmuszony do emigracji do Francji.
Podczas komunistycznego reżimu Nicolae Ceausescu rumuński przemysł filmowy był upaństwowiony, dlatego też finansowane były jedynie filmy propagandowo socjalistyczne, opisujące mit szczęśliwego społeczeństwa robotniczego. Od krwawej rewolucji w 1989 roku nowa generacja reżyserów zwróciła swój obiektyw na epokę Ceausescu, robiąc filmy, które pokazują, w jaki sposób żyli ludzie pod komunistycznymi rządami oraz uzewnętrzniając postkomunistyczne traumy. Rumuńska krytyk filmowa Eugenia Voda napisała na początku 1990 roku: „Rumuńskie kino musi zacząć od nowa. Musi ukazywać codzienność i pokazać prawdziwie oblicze ważnego momentu w historii najnowszej, do tej pory straszliwie sfałszowanego”.
Nowa fala rumuńskiego kina zyskała międzynarodowe uznanie w ciągu ostatniej dekady ze względu na swoją autentyczność i oryginalny styl. O narodzinach prądu zaczęto mówić, gdy nikomu nieznany 39-latek z Bukaresztu Cristian Mungiu otrzymał Złotą Palmę w Cannes za dramat społeczny 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni. Film ten dotykał jednego z najtrudniejszych tematów współczesnej historii rumuńskiej, jakim był zakaz aborcji oraz antykoncepcji. W 2005 roku krytyków całego świata zachwyciła Śmierć pana Lazarescu Christi Puiu — wstrząsająca opowieść o jak umiera stary człowiek, którego nie chce przyjąć na oddział żaden szpital. Rok później Złotą Kamerę dostał w Cannes Corneliu Porumboiu za debiut 12.08: na wschód od Bukaresztu — satyrę na wschodnioeuropejskie podejście do historii. W 2010 roku debiutant Florin Serban dostał w Berlinie Srebrnego Niedźwiedzia za mocny dramat psychologiczny rozgrywający się w poprawczaku Jak chcę gwizdać, to gwiżdżę. Film był nominowany do Oscara w kategorii filmu nieanglojęzycznego. Uznanie zdobyły również filmy Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie Radu Jude, i Wtorek po świętach Radu Munteanu. Oba filmy pokazują dzisiejszą Rumunię: ludzi, których marzenia zderzają się z rzeczywistością.
W ostatnim czasie reżyserzy koncentrują swoje zainteresowanie na przemianach społecznych po transformacji, tak jak Pozycja dziecka w reżyserii Calina Petera Netzera, nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem dla najlepszego filmu na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Jak mówi reżyser: „To jest film z duszą kadry są bardzo wąskie, dlatego też widz bierze udział w akcji. W przeciwieństwie do większości rumuńskich filmów nie trzeba podziwia go jak malarstwa, ale można zbliżyć się do bohaterów, ich działań i nastrojów”. Właśnie realizm i czarny humor możemy odnaleźć w filmach całej nowej fali. Rumuni opowiadają historie tak, jak mogłyby się wydarzyć w rzeczywistości, lubią stawiać swoich bohaterów w sytuacjach granicznych. Za wzgórzami, dramat Cristiana Mungiu o tragicznej śmierci młodej kobiety, która zmarła po tym jak odprawiono na niej okrutny, trwający trzy dni egzorcyzm, otrzymał w 2012 roku nagrodę za scenariusz na festiwalu w Cannes. Wśród interesujących tytułów ostatnich lat znajdują się filmy Mariana Crişana Rocker, Adriana Sitaru Dobre chęci, Tudora Giurgiu Ślimaki i ludzie czy kolejny film Radu Jude Wszyscy w naszej rodzinie.
Alin Tasciyan, wiceprezydent Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych (FIPRESCI), twierdzi, że międzynarodowe uznanie dla rumuńskiego kina nie jest tymczasową tendencją. Przemysł filmowy opiera się na silnej kulturze, którą tworzą silne osobowości: „Wierzę, że to dopiero początek, tylko bunt, a jeszcze nie rewolucja. To tylko kwestia czasu i pieniędzy, a już niedługo rumuńskie kino rozkwitnie i zaprezentuje wszystkie swoje walory”. Polski krytyk Jerzy Płażewski zdaje się potwierdzać te słowa: „Nawet najkrótsze historie światowego kina nie będą mogły pomijać kinematografii rumuńskiej”.