X  Używamy plików cookie i podobnych technologii w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.  Dowiedz się więcej. 

Noc szamanki i dzikie plemię. Dwóch artystów kina na Tofifest

Co może łączyć tak różne obrazy jak najnowsze polskie produkcje - Noc Walpurgi i Walser? Tofifest, festiwal Tofifest. To u nas pojawili się autorzy obu tych, artystycznych, dzieł filmowych.

Kontakt z widownią to wystarczająca nagroda

Widzowie, którzy pozostali na nocnej dyskusji z Marcinem Bortkiewiczem po seansie Nocy Walpurgi z pewnością nie żałowali poświęconego czasu. Na spotkaniu, które przebiegło w wyjątkowo otwartej i swobodnej atmosferze, autor zdradził wiele nieznanych faktów dotyczących pracy nad filmem.

Reżyser wyjaśnił genezę filmu i opowiedział, że film powstawał niejako… „na łączach”. Powstał on na motywach monodramu Diva autorstwa Magdaleny Gauer. Bortkiewicz postanowił jednak wprowadzić do fabuły drugą postać, co sprawiło, że praktycznie cała dramaturgia została napisana na nowo. Wspomniał o specyficznej współpracy z Magdaleną Gauer: „Przez dłuższy czas miałem z nią jedynie telefoniczny kontakt. Osobiście poznaliśmy się dopiero w czasie pierwszej próby aktorskiej”. Podobnie było w przypadku opiekuna artystycznego filmu. Z Jerzym Antczakiem Bortkiewicz komunikował się głównie poprzez Internet.

Inaczej było z Małgorzatą Zajączkowską, odtwórczynią roli divy operowej – Nory. Bortkiewicz przyjaźnił się z nią i od dłuższego czasu chciał ją obsadzić w swojej produkcji. W Toruniu stwierdził, że rola w Nocy Walpurgi była dla Zajączkowskiej właściwie jej debiutem, jeśli chodzi o aktorstwo pierwszoplanowe. Jej ekranowe wcielenie nazwał „amerykańską rolą” – charakterystyczną, wyrazistą, a nawet drapieżną, zupełnie odmienną od postaci, które do tej pory grała aktorka. „Musiałem najpierw w związku z tym z Małgorzaty wydobyć potwora” – mówił. Co ciekawe, aktorka przyznała, że bardzo długo po zakończeniu prac nad filmem „siedziała w niej” postać Nory i postanowiła już nie grać więcej ról „matek i cioć”.

Noc Walpurgi została zrealizowana w konwencji kina noir. Reżyser podkreślił, że wiele pracy włożono w konstrukcję postaci, które miały być nieuchwytne, niejednoznaczne, tak, aby widz cały czas zadawał sobie pytania i pewne kwestie pozostały po seansie niedopowiedziane. Szczególną uwagę poświęcono także stronie wizualnej filmu. „Specjalnie pofarbowanliśmy na rudo włosy Małgorzaty, a ściany pokryliśmy „irytującą” zielenią, które źle wyglądałyby w barwnym obrazie, ale świetnie sprawdziły się w czerni i bieli” - mówił.

Gość sporo mówił też na temat nagród filmowych. Stwierdził, że mechanizm ich  przyznawania mieści się „między biznesem, a kołem fortuny”, dlatego dla niego wystarczającą nagrodą jest sam udział w festiwalach i idąca za tym możliwość kontaktu z publicznością.

 

Przyszłość w kamerze Zbigniewa Libery

Na inna planetę kinową przeniósł nas twórca Walsera. Nowa plemienność, choroba męcząca współczesne kino, tworzenie sztucznego języka, problem eksploatacji natury przez człowieka oraz wizja końca naszej cywilizacji – o tym wszystkim opowiadał Zbigniew Libera na spotkaniu po toruńskim pokazie swojego ostatniego filmu.

Film „dzieje się” w bliżej nieokreślonej przyszłości, nie jest to jednak tradycyjna konwencja science-fiction, która przedstawia wizje świata radykalnie odmiennego od teraźniejszości.  Libera mówił w Toruniu, że przyszłość pewnie wcale nie będzie się tak bardzo różnić od teraźniejszości, a różnice ograniczać się będą jedynie do używania innych materiałów. „Przyszłość wcale nie musi się wiązać z ultranowoczesnymi technologiami i być może właśnie cofniemy się świata plemiennego” – mówił – „Przyszłość może stanowić koniec cywilizacji, w jakiej żyjemy obecnie”.

Padło także pytanie o kategorię tak zwanej „nowej plemienności”. I tu Libera zaskoczył Torunian! Rozumie bowiem to pojęcie, jako na przykład konflikt Bydgoszczy i Torunia lub walki kibiców poszczególnych drużyn piłkarskich. „Człowieka współczesnego od człowieka plemiennego różni przede wszystkim sposób komunikacji” - mówił Libera. Wspomniał też, że współcześnie ludzie traktują naturę w sposób instrumentalny i myślą głównie o jej eksploatacji.

Jedno z pytań dotyczyło mowy, którą posługują się bohaterowie Walsera. Język plemienia Conteheli został stworzony przez wybitnego tłumacza i poliglotę, Roberta Stillera. Zbigniew Libera podkreślił, że zależało mu na wykreowaniu pełnego systemu, z jego strukturami gramatycznymi, tak, aby aktorzy zaczęli myśleć w tym języku. Ciekawostką jest fakt, że w mowie Conteheli prawie nic nie da się powiedzieć w czasie przeszłym, co oznaczać ma, iż wyrażają oni jedynie to, co teraźniejsze.

Dyskusja o Walserze przerodziła się w rozważania nad kondycją filmu. Zdaniem Libery, współczesne kino, w tym także polskie, cierpi na pewien „rodzaj choroby”. Gość określił ją jako „gazetowość”, przejawiającą się jako suche i werystyczne relacjonowanie pewnej opowieści. Dla Libery kino ma sens wtedy, kiedy przy pomocy kamery chce pokazać coś, co bez niej byłoby niewidoczne. Jego działalność filmowa, w tym Walser, ma być próbą wyciągnięcia X Muzy z tej „gazetowości”.

Artur Eichhorst, biuro prasowe Tofifest

W tym dziale również

Google Translate

Aktualności Tofifest