Piątek, piąty dzień festiwalu to niewątpliwie przede wszystkim wizyta Ulricha Seidla. Głośnego i „niepokornego” austriackiego reżysera, który odebrał w Toruniu specjalnego Złotego Anioła Tofifest. Z widzami spotkali się też aktorka Seidla — Margarete Tiesel — Bodo Kox, Jacek Dehnel i współtwórcy kontrowersyjnych „Płynących wieżowców”. Widzowie zobaczyli też jedne z ostatnich filmów konkursu głównego On Air.
Ulrich Seidl i jego ulubiona aktorka Margarete Tiesel spotkali się z widzami Tofifestu po zakończeniu seansu filmu „Raj: Miłość”. To część trylogii „Raj”, która uznawana jest za jedno z najbardziej fascynujących dzieł współczesnego kina. Seidl odebrał przed spotkaniem specjalnego Złotego Anioła Tofifest za niepokorność twórczą.
Najbardziej prestiżowy konkurs Tofifest dobiega powoli końca. Dzisiaj na ekranie pojawił się australijski, ale dziejący się w całości w Laosie film „The Rocket / Rakieta” w reżyserii Kima Mordaunta. To wzruszająca opowieść o laotańskim 10-letnim chłopcu, na którym ciąży klątwa. To historia walki z piętnem, jakie narzuciło na niego społeczeństwo. Drugi dzisiejszy obraz konkursowy to polska „Dziewczyna z szafy / The Girl from the Wardrobe” Bodo Koxa. Reżyser znany z poprzednich edycji Tofifest (był naszym gościem i jurorem) odwiedził festiwal i spotkał się z widzami. „Dziewczyna z szafy” to jeden z najgłośniejszych debiutów sezonu, poruszająca opowieść o niemożliwej miłości, jaka rodzi się pomiędzy nietypową dziewczyną i niepełnosprawnym chłopakiem.
Piątek to także dwie ważne imprezy towarzyszące. Rozpoczęły się bowiem najfajniejsze warsztaty filmowe dla dzieci czyli „Filmogranie!”. Od kilku lat ten projekt stowarzyszenia Sztuka Cię Szuka towarzyszy z powodzeniem Tofifestowi, ucząc tworzenia filmów kolejne pokolenia dzieciaków.
W nowym cyklu „Szare komórki” odbyło się z kolei spotkanie z pisarzem Jackiem Dehnelem — jednym z najpopularniejszych i najciekawszych autorów w kraju. Z publicznością spotkali się także współtwórcy filmu „Płynące wieżowce” — producenci Roman Jarosz i Iza Igel. Warto też dodać, że w ramach pasma Nowe Kino Rumuńskie zaprezentowano nagrodzony przez publiczność festiwalu w Bukareszcie obraz Iulii Ruginy „Love building”.
Spójrzmy jeszcze na czwartkowe spotkania na Tofifest. Czwarty dzień festiwalu przyniósł kolejną dawkę filmowych emocji: Martin Šulík, jeden z najbardziej rozpoznawalnych na świecie słowackich filmowców, reżyser m.in. nominowanego do Oskara w kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny” obrazu „Wszystko, co lubię” (1992), tegoroczny laureat Złotego Anioła za całokształt twórczości, poprowadził reżyserski masterclass na temat genezy oraz realizacji swojego ostatniego filmu pt. „Cygan” (2011).
„Kiedy byłem małym chłopcem, zawsze siadałem w kinie w drugim rzędzie, ponieważ pierwszy zajmowali Romowie. Lubiłem oglądać z nimi filmy, bo reagowali na nie bardzo emocjonalnie; oglądając z nimi, odczuwało się podwójnie” — wspominał Martin Šulík, rozpoczynając swój wykład. Po chwili jednak dodał: „Romów nie ma już w kinach, bo ich na to nie stać. Zniknęli z miast, jedyne informacje o nich dochodzą do nas z wiadomości telewizyjnych”. Jak mówił, powodem, dla którego podjął się nakręcenia filmu o mniejszości romskiej, było właśnie nagłe „zniknięcie” tej grupy, zepchnięcie jej na margines społeczeństwa. Ową izolację reżyser tłumaczył gwałtownym zubożeniem tej społeczności, którego pośrednią przyczyną były według niego przemiany ustrojowe, jakie miały miejsce na Słowacji przeszło dwie dekady temu. Šulík kilkakrotnie podkreślał, że problem romski „nie jest problemem etnicznym czy rasowym, ale problemem biedy, ubóstwa”.
„To film o komunikacji” — tak mówił podczas spotkania z widzami festiwalu Maciej Pieprzyca, reżyser głośnego „Chce się żyć”. Pieprzyca opowiadał o tym, jak przygotowywał się do pracy, mówił o swoich inspiracjach i pomysłach. Z pewnością zaskoczył widzów ogromną wrażliwością. Wszystko zaczęło się od filmu dokumentalnego „Jak motyl” Ewy Pięty, który z kolei został zainspirowany artykułem „Nie jestem rośliną”. Obie historie opowiadają o Przemku — chłopcu, który jest całkowicie bezwładny, nie może się ruszać ani mówić. Przez lekarzy został uznany za głęboko upośledzonego umysłowo i skazany na wegetację. Rzeczywistość na szczęście okazała się inna. Odkryto, że jego mózg jest w pełni sprawny. Maciej Pieprzyca spotkał się z Przemkiem osobiście podczas kilkuletniego zbierania dokumentacji do filmu. Zaznacza jednak, że chciał historii chłopca dodać wymiaru nieco bardziej uniwersalnego, łącząc ją z własną reżyserską fantazją.
Pieprzyca zapytany o to, dlaczego do głównej roli „Chce się żyć” wybrał akurat Dawida Ogrodnika, odpowiedział, że to właśnie on okazał się niesamowicie wrażliwym chłopakiem, który w kreowanie swojej postaci oddał się całym sobą. Interesującym wątkiem spotkanie była rozmowa o sceptycznym podejściu produkcji do filmu o niepełnosprawności. Reżyserowi zarzucano, że Polacy są nietolerancyjni i że nikt nie będzie chciał oglądać filmu o kalece. Na szczęście okazało się inaczej.
W czwartek w Kinie Centrum można było posłuchać też o dwóch odmiennych spojrzeniach dwóch twórców z różnych części świata i z różnych kultur. Gośćmi spotkania w ramach konkursu miedzynarodowego Shortcut byli: Ali Asgari — irański reżyser, twórca „More than two hours” i Emmanuel Levy — Francuz, twórca „The Broken Ear”. Wydawać by się mogło, że tych dwoje więcej dzieli, niż łączy. Ich filmy pozornie nie są do siebie podobne, a i oni, reprezentując zupełnie odmienne kręgi kulturowe, różnią się od siebie. Jednak, ku zaskoczeniu, dla ich twórczości odnaleźć można wspólny mianownik.
Emmanuel Levy sam nauczył się sztuki tworzenia filmów. „The Broken Ear” opowiada o relacjach rodzinnych czy może raczej o ich braku. Na spotkaniu reżyser opowiadał o aktualnej strukturze społeczno-obyczajowej Francji i o dużej wolności, jaka tam panuje. Jest to przyczyną rozluźnienia się więzi rodzinnych czy w ogóle międzyludzkich i stanowi problem. Kluczową rolę w filmie Levy’ego odgrywa syn, w którego głowie rodzi się psychoza, a bohater ucieka coraz bardziej wgłąb siebie.
Ali Asgari też nie skończył szkoły filmowej tylko zarządzanie. Jego film szokuje. Przedstawiona historia jest zupełnie obca dla widza niezaangażowanego w obyczaje Bliskiego Wschodu. Zaskoczeniem jest też, że jest ona prawdziwa. O czym jest „More than two hours”? O parze młodych ludzi, którzy nie mogą dostać pomocy w szpitalach, bo nie są małżeństwem.
Wstęp wolny na wszystkie spotkania i masterclass